Jak napisałem muzyka folkowa w
"Wiosce" wprawdzie dominuje, ale ogromna ilość pubów i klubów nocnych
daje szansę pokazania się bardzo różnym artystom. Szukając więc tam pracy, Hendrix
odwiedza dwadzieścia, czy trzydzieści klubów. Jedne, jak Village Gate (na rogu
Thompson i Bleecker Street), Vanguard (na 7th Avenue South), czy The Five
Spot na Lower East Side, znane są głównie z jazzu, zatrudniając takich
artystów, jak: Julian „Cannonball” Adderley, Sonny Rollins lub Thelonious Monk.
Ta odmiana jazzu jest jednak odmienno od tego, czego słuchają gdzie indziej, o
czym zresztą napisał Keith Shadwick, przytaczając opinię angielskiego pisarza
Francisa Newtona - W Nowym Jorku decyduje
jazz z Harlemu, taki rodzaj hałasu, który wydobywa się z ciemnej otchłani The L Bar, na Broadway'u i 148th Street
oraz głębokiego brzmienia organów Marlowa Morrisa na West 145th Street. Nie
jest to muzyka ambitna, ale są to dobre miejsce do skakania i zabawy dla
klientów barów. Oni nie są fanami jazzu, ale kiedy piją wolą, żeby im ktoś
grał. No więc ci co tutaj występują są najczęściej rzemieślnikami i showmenami,
którzy akceptują życie w miejskiej dżungli chaosu spokoju...
W śródmieściu
Nowego Jorku oraz w Village sytuacja, od opisanej jest inna, muzycy jazzowi
grają w różnych stylach i dla różnej klienteli. Odczuwalne są jeszcze skutki
fali bossa-novy z lat 1962/63, na pewno ciągle spore jest zapotrzebowanie na
muzykę afro-kubańską z Puerto Rico i tzw. latynoską. Ale już w takich klubach,
jak: Basin
Street East, Birdland, czy The Half Note można
posłuchać prawdziwego klasycznego jazzu. Hendrix od swojego przyjazdu do Nowego
Jorku zdążył już obejrzeć Bena Webstera i Ruth Brown w Birdland, Theloniousa
Monka w The Five Spot, Billa Evansa w The Village Vanguard,
Charliego Byrda, Flipa Wilsona i Rolanda Kirka w The Village Gate, w
którym w połowie stycznia 1964 występowało także trio
"Lambert-Hendricks-Ross". O jednym z nich Bob Dylan wspominał
w autobiografii zatytułowanej "Moje
kroniki"- Umówiliśmy się w dość
niesamowitej, ale dogodnie położonej knajpce przy Bleecker Street, opodal
Thompson. Prowadził ją typ zwany Holendrem. Przypominał Rasputina, szalonego
syberyjskiego mnicha. Dzierżawił lokal, gdzie grano głównie jazz, często
słyszało się tam Cecila Taylora...
The
Village Gate słynie z jazzu, z występów wielkich, wypowiadanych z
szacunkiem i podziwem nazwisk muzyków, takich, jak: Sun Ra, John Coltrane, Eric
Dolphy, Cecil Taylor, Archie Shepp, Charles Mingus, Ornette Coleman i Albert
Ayler. O nich Jimi dotąd wiele słyszał, teraz może ich niemal dotknąć, bo
właśnie grają tutaj na East Side, również w takich klubach jak: Jazz
Gallery, czy Slugs Saloon. Widzi plakaty Sun Ra w
Charles
Theater na Avenue B., widzi też, że Mingus gra w The Village Vanguard. Jimiego
już wtedy interesuje jazz, myśli nawet czasami, aby spróbować,
ale wie, że jazzmani muszą znać zapis nutowy. On, ani nie czyta, ani nie pisze
nut - choć zapewne sam jest sobie winny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz