W
pierwszych chłodnych jeszcze miesiącach 1966 roku Jimi każdą ze swoich nóg tkwi
w innym świecie, innym stylu życia. Jego pierwszym domem nadal pozostają
krzykliwe i nędzne okolice Times Square za wielkim kinami, wąskimi, obskurnymi
barami i tanimi hotelami, w których nie zadawano żadnych pytań, a nocleg
kosztuje niewiele. Niestety trzeba za niego płacić. Jimi nadal ma ogromne
problemy z pieniędzmi, więc nosi go z kąta w kąt po hałaśliwych, brudnych
ulicach Harlemu, chociaż zaczyna już szukać innego, drugiego miejsca. ...Zaczynałem rozumieć, że gitara
elektryczna potrafi stworzyć nowy świat, bo na całym świecie nic nie ma takiego
brzmienia - opowiadał - Miałem głowę
pełną pomysłów i dźwięków, ale żeby to wszystko zrealizować, potrzeba ludzi, a
o właściwych ludzi było trudno. Mieszkałem w Harlemie, gdzie miałem kilku
znajomych. Powiedziałem im: ‘Jedźmy do Greenwich Village i spróbujmy się gdzieś
załapać’...
Jego
znajomi muzycy nie mają jednak ochoty opuścić swojego "zapyziałego"
światka Harlemu, więc Hendrix musi decyzję podjąć sam. Kiedy jest już gotowy do
grania w sąsiedniej dzielnicy, nazywającej się Greenwich Village, decyduje się robić to samo, co Muddy Waters w Chicago, na Maxwell
Street - staje na ulicy i grając na gitarze improwizuje,
otrzymując od przechodzących ludzi drobne datki, czasem nawet słowa zachęty.
Opowiadała o tym osoba, która okaże się w tym jego etapie nowojorskiego życiu
bardzo ważna, Linda Keith – Jimi zaczął
grać na ulicy w Greenwich Village. Podobało mu się. Paul Caruso grał na harmonijce,
ja śpiewałam, myślę, że było to straszne. Było to trio, w którym byłam
wokalistką. Namawiałam go, żeby śpiewał, ale on nie chciał. Więc musiałam ja to
robić. Myślę jednak, że w końcu mój śpiew nie za bardzo mu odpowiadał, no i w
końcu powiedział; 'Dobra, ja to zrobię'. On naprawdę uważał, że nie potrafi
śpiewać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz