poniedziałek, 9 października 2023

            Wszyscy muzycy w Big Apple znali Kinga Curtisa, praca z nim przynosiła bowiem nie tylko zaszczyt, ale także stwarzała szansę na ewentualne zauważenie przez wydawców, czy producentów. Jimi o tym wie, a przecież teraz, to on jest zupełnie jeszcze nieznany, do tego - jest czarny. Przytoczony przez Sharon Lawrence jeden z białych producentów płytowych wspominał - Pamiętam, że widziałem grającego Hendrixa kilka razy w 1966 roku. Nie poleciłem go swojej wytwórni, choć poznałem, że ma potencjał, jako muzyk. Mimo to, nigdy nie wyobrażałem sobie jego jako gwiazdę, ani też nie myślałem, że potrafi napisać wielkie utwory. Dla mnie był takim, jednym z wielu murzyńskich muzyków, który szeroko się uśmiecha. Nie jestem rasistą, to samo odczuwałem po nagraniu wielu białych dzieciaków, które podpisały kontrakt. Dla mnie miało znaczenie tylko to, czy będzie to przebojem, czy też nie. Gdyby Hendrix zagrał jakąś gorącą melodię, mogę założyć, że miałby szansę. Dostałby dość pieniędzy, ale i tak musiałby ją nagrać potem jakiś biały artysta, aby można było to wtedy wypromować...

            Jak sugerują niektórzy historycy, Hendrix mógł dokonać pierwszych nagrań z Kingiem Curtisem już czwartego grudnia 1965 roku w studiu Atlantic. W składzie "The Kingpins" wtedy wprawdzie go nie ma, ale przecież obaj już się znali. Dodatkowym zaś argumentem jest fakt, że w zespole Curtisa grał na gitarze Cornell Dupree, który z kolei poznał Jimiego w czasach, kiedy występował on z braćmi Isley - Było to w Wildwood w New Jersey. Byli tam King Curtis, Fats Domino, "The Isley Brothers" i inni artyści, występujący w różnych klubach. Jimi i ja zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu przez miesiąc i przez ten czas zawarliśmy znajomość. On był bardzo cichy i nieśmiały, ale sporo rozmawialiśmy - zresztą urodziliśmy się pod tym samym znakiem. Siadaliśmy w naszym pokoju i trochę razem brzdąkaliśmy. Kiedy Curtis chciał powiększyć zespół, Jimi do nas dołączył. Pamiętam jeden koncert, kiedy Jimi i Billy Preston grali razem, i to rzeczywiście było coś. A my dwaj graliśmy na zmianę - tak jak to robił Chuck Berry, na jednym z koncertów szkolnych. Jimi kradł show, bo kiedy poczuł coś w sobie wychodził na przód i grał. To był wtedy magiczny moment, to był impuls, on niczego nie planował. No i parę razy ukradł show... Na tej sesji powstały: "Dancing In The Streets", "Grass Skirts" oraz "Hollywood". Pierwszy, czyli "Dancing In The Streets" z "He'll Have To Go" wydano na singlu (45-6429?), pozostałych dwóch nie wydano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz