W 1994 roku, California opowiadał - Jimi był bardzo uduchowioną osobą. Zawsze szukał prawdy - prawdziwego życia. Odpowiedzi na niektóre z pytań znaleźć można w jego piosenkach, które tworzył dzięki wyobraźni, nadziei oraz marzeń dla całej ludzkości. Miał wiele współczucia dla tego, co się dzieje. Kiedy z nim pracowałem byłem bardzo młody, ale mogę powiedzieć, że był osobą bardzo kochającą, opiekuńczą i otwartą...
Po tym, jak w
połowie 1966 roku "Blue Flames" powiększony zostaje do kwartetu,
zmienia się ilość koncertów, jakie odtąd gra w Cafe Wha?, do czterech
dni w tygodniu.
Randy California zapamiętał - Grupa otrzymywała około sześćdziesięciu dolarów za noc, które Jimi
dzielił na cztery części. Myślę, że przez kilka tygodni musiał pożyczać gitarę,
co było dla niego trudne, bo przekładał struny...
Dwa
przykłady potwierdzą jednak, że wtedy finansowa sytuacja Hendrixa wcale nie
była aż tak "różowa". Prawdopodobnie też zastawiał swoją gitarę w
lombardzie, gdyż zdaniem Carol Shiroky, nie dostawał wcale sześćdziesięciu
dolarów za noc, a cały zespół otrzymywał tylko siedem. Tak to zresztą
wspominała - On kończył występy, a jego
ostatni numer, pełen dźwiękowych sprzężeń trwał z reguły czterdzieści pięć
minut. Siedzieliśmy do końca, gdy gaszono światła i robiło się już całkiem
ciemno. Bardzo przeżywał, gdy mu coś nie poszło - widziałam, jak kładł się na
scenie i płakał w czasie występu. Widziałam też, jak schodził ze sceny, gdy
zerwał strunę i opuszczał siedzących tam chłopaków, a oni mówili: 'Co teraz
zrobimy?'... Takie sytuacje zapamiętał także gitarzysta Bob Kulick – Podczas jednego z koncertów zerwał strunę i
zamiast ją zmienić zaczął dostosowywać swoją gitarę do grania na pięciu
strunach. Nie mogłem zrozumieć co się dzieje. Pomyślałem, że widocznie nie ma
właściwej struny i otworzyłem swój futerał, aby mu ją dać. Zobaczyłem, jak
zaświeciły mu się oczy i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę o co chodzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz