Dwudziestoośmioletni Chas Chandler wspominał - Urwałem się na tydzień, aby spotkać się z przyjaciółmi. Wieczorem, dzień przed występem w Parku Centralnym ktoś puścił mi wersję Tima Rose'a piosenki “Hey Joe”, która w Ameryce wydana została jakieś dziewięć miesięcy wcześniej. Byłem tak tym przejęty, że przyrzekłem sobie: ‘Kiedy wrócę do Anglii znajdę jakiegoś artystę, który nagra tę piosenkę'. Później wieczorem poszliśmy do klubu Ondine. Kiedy wchodziliśmy do środka, klub opuszczała Linda Keith, niemal się z nią zderzyłem. Zatrzymałem się i zaczęliśmy rozmowę .. Linda Keith tłumaczyła - Nie znałam Chandlera, lecz wiedziałam, że jest jednym z "Animalsów"... Chas z kolei Lindę Keith zna niezbyt dobrze, ale widywał ją w otoczeniu Keitha Richardsa i na różnych imprezach, na których w światku show-biznesu nieraz balował. ...Zwróciła się do mnie: 'Słyszałam, że "Animalsi" się rozwiązują. Co masz zamiar robić?' - opowiadał Chandler - Odpowiedziałem, że mam zamiar zająć się produkcją płyt, a ona na to: 'Słuchaj znam faceta z Greenwich Village, który jest gitarzystą i jestem pewna, że kiedy go zobaczysz, będziesz zainteresowany, aby z nim podpisać kontrakt'... Rozgorączkowana Linda Keith dodaje, że ten facet gra w Cafe Wha? i dodaje, że jest to ktoś, na kogo warto postawić, każde pieniądze - Tego faceta trzeba zobaczyć. Musisz na niego spojrzeć, jest genialny... Chas jest zaskoczony ale też zaintrygowany jej opowieścią, choć nie spodziewa się zbyt wiele, myśli, że z żadnej okazji zrezygnować nie może. ...Nie byłem zdecydowany, aby zostać menedżerem, dla mnie to było coś zupełnie innego - opowiadał dalej Chandler - Nie było to wiadome jeszcze publicznie, że jak "Animalsi" się rozwiążą, mam zamiar zająć się produkcją nagrań, ale wszyscy moi bliscy przyjaciele już o tym wiedzieli i Linda zasugerowała, że ten jej przyjaciel mógłby być dobry na początek. Tak więc umówiliśmy się na spotkanie w następne popołudnie...
A
oto ciąg dalszy wspomnienia Chasa Chandlera, dotyczący czwartego sierpnia 1966
roku - Spotkaliśmy się następnego dnia po
południu i ona zaprowadziła mnie na miejsce. Usiadłem i od razu wyrwało mi się
"Chryste". On grał w kawiarni na Bleecker Street, w takim niewielkim
miejscu, barze kawowym otwartym cały dzień, to oczywiście był Jimi Hendrix.
Grali z nim basista i perkusista, i jak sądzę byli z nim po raz pierwszy. On
zaś grał na gitarze głównie kawałki instrumentalne. Śpiewał jedynie w dwóch: “Like A Rolling Stone” i “Hey
Joe”. Pierwszy utwór, jaki Jimi zagrał tego
popołudnia na scenie, to był “Hey
Joe”. Usiadłem z wrażenia. Było tak jakby jasny promyk słońca
nagle wpadł do tej jaskini. Rozbłysły sceniczne światła i pomyślałem, że to
jakiś znak... A ja miałem zamiar
znaleźć kogoś, kto nagrałby w Anglii “Hey
Joe” i kiedy zobaczyłem Jimiego, jak
to grał, pomyślałem: 'To jest człowiek, który nagra “Hey Joe”'. Usiedliśmy więc i
rozmawialiśmy, a potem obaj polecieliśmy do Anglii. On wtedy był zupełnie
nieznany. Grał w różnych zespołach z Wilsonem Pickettem, Little Richardem,
"Isley Brothers", po prostu z nimi występował, ale dzięki temu zdobył
doświadczenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz