Pierwszego listopada 1964 po występie w miejscowym Kiel Opera House w St. Louis w stanie Missouri, Jackie Wilson wyskakuje z okna na drugim piętrze hotelu, o czym następnego dnia pisze St. Louis Post-Dispatch. Policja poszukuje go już od 1959 roku, kiedy porzucając pracę w pewnym klubie, otrzymuje ponad dwa tysiące dwieście wezwań do stawiennictwa w sądzie. Gdy aresztowano Jackiego Wilsona, w jego miejsce, aby nie stracić włożonych w organizację trasy trzech tysięcy dolarów, Henry Wynn angażuje Kinga. Do ekipy Sama Cooke'a dołączyć miał także Bobby "Blue" Bland. Zdaniem Stevena Roby'ego dzień później, odbywa się koncert właśnie w Nashville w Hippodrome. B.B. King pamiętając tamte koncerty doda – Uważam, że Jimi był muzykiem, wspaniałym muzykiem. Graliśmy nie tylko na Południu. Także na Wschodnim Wybrzeżu na wielkich koncertach, graliśmy w Karolinie, w Waszyngtonie, Filadelfii, wszędzie... Jak jednak podaje Peter Guralnick trzeciego listopada w Nashville Jackie Wilson powraca do ekipy. Zatem, czy rzeczywiście w składzie na to tournee znalazł się B.B. King, a może nastąpi to w następnym roku? Tak, czy inaczej, do B.B. Kinga powrócę trochę później.
Powracając do
Nashville, Jimi spotyka jednego ze swoich idoli - Alberta Kinga. Mimo różnicy
wieku - Jimi ma 21 lat, Albert zaś 41- wiele ich łączy. Obaj są leworęczni,
mają duże i mocne dłonie, co pozwala im po całym gryfie z łatwością wyginać
struny gitary. B.B. King powiada, że takie granie w poprzek powstało zanim się
urodził i pochodzi z wysp hawajskich. Albert stroi swoją gitarę niżej, niż inni
i Jimi to od niego przyjmuje. Obaj, Jimi i Albert przenoszą na gitarę zagrania
dęciaków, Albert King pokazał to już w latach 50. XX wieku, nagrywając płyty
dla firmy Bobbin Records. Dla obu także, ważną częścią ich gitarowego
słownictwa jest rytm, wygrywany na gitarze. Jimi jako dzieciak zagrał kilka
razy na bębnie, Albert zaś pracował jako perkusista w zespołach Jimmy'ego
Reeda.
Kiedy spotykają się po raz pierwszy Albert pokazuje jak gra,
Jimi uważnie go obserwuje, idą potem swoimi drogami, a kiedy spotkają si
ponownie, w 1968 Jimi będzie już wielką gwiazdą, zaś Albert King będzie jego
supportem. Prawdę mówiąc, w latach sześćdziesiątych ub. stulecia nie było szkół
dla gitarzystów bluesowych. Oni sami uczyli się w barach, klubach, na imprezach
plenerowych, "rent parties", w pociągach, autobusach, na zapleczach
scen i w studiach, gdzie bluesmani siedzieli, pokazywali sobie i wymieniali
zagrywki, sztuczki i pomysły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz