Następny, już w roli gwiazdy, występ Jamesa Browna w Apollo - 24 października 1962 roku - to był już sukces ogromny. Przed teatrem stało ponad półtora tysiąca ludzi, a że wieczór był wyjątkowo chłodny, zatrudniono parę osób, które rozdawały stojącym w kolejce gorącą kawę. Najważniejsze jednak było to, że James Brown sam wyłożył pieniądze na nagranie całego swojego koncertu i to wbrew woli właściciela King Records Syda Nathana, który uważał, że płyty z nagraniami koncertowymi niechętnie są przez odbiorców kupowane. Jak bardzo się pomylił, okazało się już w czerwcu 1961 roku, kiedy wydano album "Live At The Apollo".
Kupiło
go ponad milion osób, na liście przebojów dotarł do drugiego miejsca,
utrzymując się na niej przez ponad sześćdziesiąt tygodni. Jeszcze wtedy nie
wydawano nośników wizyjnych, zatem odbiorcy nie mogli zobaczyć, a jedynie
słysząc, wyobrazić sobie, jak na scenie Apollo tańczył mistrz widowiska -
James Brown oraz jak potężny aparat wykonawczy zaangażował do swego koncertu,
bo oprócz stałego dotąd zespołu J.C. Davisa oraz "The Famous Flames",
liczba muzyków i tancerzy nieustannie rosła, powiększana o sekcję smyczkową w
balladach, dodatkowych wokalistów w chórkach, nawet aktorów i komików.
Wyobraźnia podsuwała rozmaite rozwiązania, żeby je sprawdzić wystarczyło pójść
na kolejny koncert jego oraz tych, którzy go umiejętnie naśladowali. ...Podobała mi się kontrola, jaką miał nad
zespołem i jego śliczne tancerki - wyznał Prince, po koncercie Browna w
1985 roku w Minneapolis. Należał do nich także wspomniany wcześniej Jackie
Wilson otoczony grupą muzyków, którzy musieli wyglądać elegancko i tak samo,
jak opowiadał Jimi Hendrix, który także za krótki czas znajdzie się chwilowo
wśród muzyków otaczających Browna - Zakładaliśmy
moherowe marynarki, szyte na miarę skórzane spodnie i mieliśmy opracowane przez
stylistę sztywne fryzury...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz