środa, 30 września 2020

Tournee Jimiego z Joey'em Dee

             W czasie tego tournee w 1965 roku Jimi może się przekonać, że praca w mieszanym zespole, złożonym z białych i czarnych muzyków w porównaniu z tym, czego doświadczył na Południu, wcale nie jest łatwiejsza. Kiedy grają w Baltimore, zespół od publiczności oddziela siatka, o którą rozbijają się rzucane w stronę czarnych butelki od piwa. Występując w innych miejscowościach, muszą czasem szukać hotelu oddalonego, aż o pięćdziesiąt mil, bo w tych bliższych, dla kolorowych nie ma miejsca. ..Zdarzało się i tak - wspominał David Brigati - że biali muzycy szli do sklepu, aby kupić coś do jedzenia, a czarni zostawali w busie. Bywało bowiem i tak, że wchodząc razem do restauracji, czy baru, musieliśmy szybko uciekać...

            We wtorek 23 listopada 1965 Jimi pisze kartkę do ojca, którą wyśle następnego dnia po występie w Lynn - Jesteśmy w Bostonie, Massachusetts. Od dziesięciu dni. Gramy obecnie w Revere. Powiedz Ernie, że jestem w jej rodzinnym stanie - i gram tu z grupą Joey'a Dee. Dokładnie przez ulicę jest ocean. Jimmy...

            Ciekawe, czy zachował się tamten motel Castle Mar na Revere Beach Blvd, w którym wtedy Jimi się zatrzymał. Brytyjska grupa „The Undertakers” otwiera tamten koncert 24 listopada. Jak wspominał Jimmy Mayes - Na dachu swojej furgonetki mieli umieszczoną trumnę. Pamiętam, jak wyskoczyli z samochodu, przebiegli przez plażę i wskoczyli do oceanu, a gdy wrócili, jeszcze mokrzy zagrali swój set...

            "The Undertakers" ("Przedsiębiorcy Pogrzebowi") to zespół z Liverpoolu ze "stajni" menedżera "Beatlesów" Briana Epsteina. Występował już od kilku lat m.in. w słynnym klubie Cavern, grał też w Hamburgu w Star Club. Jego głównym wokalistą, zarazem gającym na gitarze basowej był Jackie Lomax, który w przyszłości będzie współpracował z Georgem Harrisonem i Ericem Claptonem. Nagrania z grupą "The Beatles" dokona też saksofonista "The Undertakers" - Brian Jones (to wbrew wielu informacjom nie ten sam Brian Jonse znany z "The Rolling Stones"),  który weźmie udział w utrwaleniu piosenki Johna Lennona "You Know My Name (Look At The Number)". A co do "The Undertakers", zespół przyjechał na amerykańskie tournee po odniesieniu jedynego na brytyjskich listach przebojów sukcesu z singlem "Just A Little Bit" (w październiku 1964 w Top 50) i po powrocie do Anglii na wiele lat zakończył działalność.

            Jeden z następnych, odnotowanych przez fanów występów Hendrixa ze "Starliters" odbywa się w Cleveland, a innym, występującym z nimi artystą jest R&B wokalista Chuck Jackson, jeden z niewielu czarnych śpiewających i to z powodzeniem piosenki Burta Bacharacha i Hala Davida ("Any Day Now" było w 1962 wielkim przebojem, na listach R&B, jak też w zestawieniach pop, odpowiednio - miejsca drugie oraz dwudzieste trzecie 30). Przypomnę, że Jimi występował z nim już wcześniej. Jimi wspominał - Z zespołem Joey Dee & Starliters grałem własne rzeczy w Cleveland Arena (na rogu 46th i Market Street - przyp. aut.), na festiwalu R&B z udziałem Chubby’ego Checkera...

            Co do tego występu w Cleveland, artykuł zamieszczony w Univibes #28, magazynie fanów Hendrixa, przedrukowany z Cleveland Plain Dealer, gazety z tego miasta, z 29 marca 1968, podaje, że koncert odbył się w marcu 1968 roku (!). Co oczywiście jest absolutnie niemożliwe, Hendrix wprawdzie 26 marca tamtego 1968 roku w Cleveland wystąpił, lecz nie z Joey'em Dee i grupą "The Starliters", a z własnym "Jimi Hendrix Experience". Jimi sam jednak wspominał tamten występ z 1965 roku - Byłem jeszcze jednym murzyńskim muzykiem, z którym nikt nie chciał rozmawiać. Więc, po "wyciskaniu" pensji z "Peppermint Twist" musiałem odejść i zacząłem grać z innym zespołem w jakiejś dyskotece...  

            Pod koniec listopada 1965 r. grupa występuje jeszcze w Richmond w Wirginii, a tę trasę kończą ponad tygodniowe występy (od czwartku drugiego do soboty jedenastego grudnia tego samego 1965 roku) w Mario’s Club Au Go-Go w Syracuse, w stanie Nowy Jork. Joey Dee reklamowany jest tam, jako "włoski kuzyn", artysta niezwykle seksowny. „To jest coś dobrego dla twego zdrowia” – głosi slogan umieszczony w miejscowej prasie. David Brigati wspominał, że krótko przed występem usłyszał jakiś głośny hałas dobiegający z piwnicy klubu. Schodzi na dół i widzi młodego „twardziela” ze złością strzelającego z rewolweru do zdjęcia swojej byłej dziewczyny. Po kilku dalszych strzałach przerażony Brigati wybiega z piwnicy, a rozzłoszczony chłopak rusza za nim, poszukując swojej dziewczyny, która w tym czasie siedzi przy barze, czekając na czarnego muzyka nazywającego się Jimmy James. ...Zanim się zorientowałem o co chodzi, on wrócił do piwnicy po broń. Z pistoletem w dłoni gotów był do jakiś działań... Na szczęście dla Jimiego, którego kariera, jak zanotował Steven Roby - mogłaby skończyć się, zanim się zaczęła... obecny tam menedżer trasy "Cy" Mitchell załatwił sprawę, mówiąc do młodzieńca - Poczekaj chwilę. Ten facet jest nam winien sporo forsy, musisz poczekać, aż weźmiemy go do Nowego Jorku, żeby nam ją oddał. A potem możesz się nim zająć... Zazdrosny chłopak schodzi do piwnicy, zaś Jimi i cały zespół oddycha z ulgą.

            Joey Dee był wtedy tak zajęty koncertami, że nie miał czasu, aby wejść do studia i nagrać cokolwiek z Hendrixem. Tak więc, po wspólnej pracy, oprócz wspomnień, które przytoczyłem, nie pozostał żaden ślad. Brytyjski dziennikarz Keith Altham opowie wiele lat później to, co Jimi mu po tamtej trasie przekazał - Cały czas miałem w mózgu swoje pomysły i brzmienia, a grałem dla innych, i mnie bolało coraz bardziej. Zdałem sobie sprawę, że grając z "Joey Dee & Starliters", skoczyłem z patelni w ogień. Byłem jak kanapka złożona z dwóch kawałków chleba, między które włożono kawałek mięsa...

            Mimo, że Hendrix grał na tej trasie do wielu ludzi, dodam, że na jednym z koncertów było dziesięć tysięcy widzów, w grudniu opuścił "Starliters". ...Jimi był skarbem - wspominał Jimmy Mayes - Wtedy nikt z nas nie zdawał sobie sprawy, że mamy wśród nas geniusza. Bo wielu artystów ciężko pracuje i nikt nie ma szacunku dla nich, ani dla ich talentu. Kiedy Jimi odszedł, okazało się, że zastawił w lombardzie jedną z gitar Joey'a, i nigdy nie wrócił, aby ją odkupić. Joey musiał za nią zapłacić 150 dolarów... Hendrix zaś wrócił do Nowego Jorku, aby znowu grać i nagrywać z Curtisem Knightem. Po drodze do Nowego Jorku trafia na inną legendę i ikonę gitary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz