środa, 16 września 2020

Juggy Murray i Sue Records

            Lato 1965 jest dla Hendrixa pracowitym okresem, z uwagi na drugą turę koncertów z braćmi Isley w samym Nowym Jorku, jak też w okolicach, w stanie New Jersey oraz pracę z nimi w studiach nagraniowych. Piątego sierpnia w Atlantic nagrywa ostatni z "The Isley Brothers" singiel "Move Over Let Me Dance"/"Have You Ever Been Disappointed?". Mimo, że ma już dość grania wciąż tego samego w tle i nie chce już więcej zakładać uniformów, wie, że nie ma jeszcze innego wyjścia, musi pracować z tymi, którzy mu zapłacą. ...Mógł zarobić więcej na trasie koncertowej - przypuszczał Juggy Murray, właściciel małej firmy nagraniowej Sue Records, który w lipcu zobaczył Hendrixa na jednym z koncertów -  Poszliśmy do Smalls Paradise, gdzie zawsze brzmiała dobra muzyka. Występowali "The Isley Brothers" i Hendrix grał z nimi na gitarze. Grał zębami, za plecami, był niesamowity. Gitarowy szatan. W czasie przerwy dałem mu wizytówkę. Potem przyszedł do mojego biura i podpisaliśmy umowę...

            Działająca od 1957 Sue Records była wówczas jedną z kilku niezależnych firm płytowych prowadzonych przez Afro-amerykanów. Miała kontrakty z kilkoma znaczącymi artystami R&B, w tym z Ikem Turnerem, a od czasu wydania singla "A Fool in Love" zaczęła się liczyć na muzycznym rynku, największy sukces (20 miejsce na liście tygodnika Billboard w październiku 1962) odnosząc instrumentalną wersją przeboju Ray'a Charlesa "I've Got A Woman (Part 1)", nagraną przez Jimmy'ego McGriffa, hard-bopowego i soulowego organistę, który zresztą dla tej wytwórni do 1965 zrealizował siedem albumów (najbardziej ceniony z nich, to ostatni z 1965 "Blues For Mister Jimmy"). Innym artystą, z którym Sue miała od 1962 roku podpisany kontrakt była Justine "Baby" Washington ("That's How Heartaches Are Made" i “Only This In Love?” to spore R&B przeboje). Biura Sue Records  znajdowały się na pierwszym piętrze w budynku Broadway 1650, na dwunastym działała Bang Records, dla której pracował Chip Taylor, autor kolejnej piosenki "Wild Thing", jaką za rok "przetworzy" Hendrix. W tym samym budynku mieściły się również biura RSVP oraz PPX, a także Allegro Sound Studios. Juggy Murray tak wspominał pierwsze spotkanie z Hendrixem – Pomyślałem, że jest wspaniały. Zanim podpisaliśmy umowę przyszedł kilka razy do mojego studia Juggy Sound...     

            Do podpisania kontraktu między Murray'em i Hendrixem dochodzi we wtorek 27 lipca 1965 r. Dotyczy on nagrywania dla Sue Records oraz występów dla Copa Management w Nowym Jorku (West 54th Street 265). Jimi niezbyt dobrze ją zapamiętał, gdyż opowiadał potem - Myślę, że opiewała na dwa lata z możliwością przedłużenia o rok. W każdym razie do września 1970...13 Juggy Murray dodawał - Jimi nigdy nie czytał kontraktu. Po prostu składał podpis, a potem na wiele miesięcy znikał... Hendrix zresztą nie zabrał kopii tej umowy ze sobą, obawiając się, że może ją zgubić.  ...Podpisałby kontrakt z każdym, kto miałby dolara i pióro. Podpisałby i miałby z tego tylko kłopoty – opowiadała Faye Pridgon, zaś sam Jimi tłumaczył - Uwierzyłem próbowałem, ale Juggy niczego dla mnie nie wymyślił... To ten kontrakt za rok wykupi Chas Chandler.

            Murray miał nadzieję, że Jimi będzie dla niego kolejnym Ike'em Turnerem i pozwoli mu znowu zabłysnąć. Ale Jimi Turnerem nie był. ...Jeszcze wtedy nie grał tak, jak później, ale i tak wiedziałem, że jest wielki. Kiedy przychodził do studia, coś próbował, ale nigdy niczego nie skończył. A potem znikał na dwa trzy miesiące. Generalnie, jedyne co potrafił to grać na gitarze dla każdego i dla nikogo, od poranka, gdy wstał, aż do wieczora, kiedy szedł do łóżka spać - wspomininał Juggy Murray, który zaproponował mu nagranie demo. ...To tak jakby nagrać małą surową rzecz, zrobiłem to - uzupełniał Jimi Starałem się napisać swoje piosenki i prezentowałem mu śpiewając je. Ale nie czułem, że były wystarczająco dobre, zwłaszcza, gdy musiałem śpiewać, stojąc przed nim bez instrumentu... Prawdopodobnie wtedy Murray proponował mu trochę więcej czasu w studiu i poprawne nagranie tej propozyji, ale Hendrix nie chciał. Dlaczego? Jego tłumaczenie było co najmniej dziwne - Pomyślałem, że skoro on jest moim menedżerem i ma zamiar zająć studio, to może mnie wtedy posłucha. A to sprawiło, że.. nie mogłem iść, ot tak po prostu do studia i tego zrobić. Powiedziałem więc: 'Dobra, jak będę miał moje piosenki gotowe, dam ci znać'... Jak wynika z tego, proponowane przez Hendrixa jego własne utwory, bardzo jeszcze surowe, szefa Sue Records nie zainteresowały, który postanowił zatrudnić Jimiego w swoim studiu jako "sidemana", czyli muzyka sesyjnego. Murray wspominał - Po podpisaniu umowy Jimi był w studio tylko dwa razy. On nie był Ike'em i nie wiedziałem, jak z nim zrobić przebój. Chciał być tylko gitarzystą bluesowym i rockowym, więc jak miałem z nim zrobić hit? Próbowaliśmy dwóch różnych rzeczy, ale nic nam nie wychodziło. W sumie w studiu nagrywaliśmy wtedy cztery razy po trzy godziny. Nie było dogrywania, wszystko było rejestrowane na czterech śladach...24 Niestety, jeśli to prawda i Hendrix nawet dokonał wtedy jakichkolwiek nagrań, nie pozostał po tym żaden ślad.

            Swoją drogą ciekawe, czy próbował on wtedy zarejestrować jedną z pierwszych kompozycji "Driving South", opartą na temacie poznanego na początku tamtego 1965 roku Alberta Collinsa. Publicznie przedstawi ją podobno czwartego września na plenerowym występie na imprezie odbywającej się przy drodze 59 na Go Kart Speedway, w West Nyack w stanie Nowy Jork. "The Isley Brothers" biorą udział w "Bitwie Zespołów". Obok nich występują wtedy "The Rogues" oraz jedenaście innych grup. Muzycy towarzyszący braciom Isley, nazywają się teraz "Modern Knights" i z Hendrixem w składzie grają podobno po raz pierwszy wspomniany jego temat "Driving South". Sprawy tak się jednak potoczyły, że Jimi, mimo wiadomości przekazanej przez sekretarkę, już nigdy więcej nie skontaktował się z Murray'em. On zaś wpadł w finansowe tarapaty i w końcu sprzedał swoją Sue Records. Tym samym, kontrakt Jimiego nigdy nie został zrealizowany. Następny kontrakt podpisze za kilka miesięcy z inną firmą PPX, prowadzoną przez Eda Chalpina. Jednak Hendrix szybko o tym zapomni i będzie to decyzja brzemienna w skutki i przez lata dla niego kłopotliwa.

            Mimo wszystko, spotkanie z Juggym Murray'em i podpisany z nim pierwszy w życiu kontrakt, chociaż nie przyniosły mu korzyści, rozbudziły w Jimim nadzieję na lepsze jutro. Niemal od razu, z hotelu America na 47th Street, przy Times Square, ósmego sierpnia pisze do ojca, do Seattle długi list – Wciąż mam swoją gitarę i wzmacniacz, a póki je mam, żaden dupek mnie nie załatwi. Jest parę wytwórni płytowych, które odwiedziłem i dla których prawdopodobnie mógłbym nagrywać. Myślę, że zacznę iść w tę stronę, bo dopóki grasz za plecami innych, nie wyrobisz sobie nazwiska, które mógłbyś zdobyć grając dla siebie. Ale jeździłem na trasy z innymi, żeby się trochę pokazać publiczności i zobaczyć, jak załatwia się interesy. I głównie po to, żeby zobaczyć co jest co, a kiedy już będę miał płytę, znajdzie się paru ludzi, którzy mnie znają i którzy będą mogli pomóc w sprzedaży... Nawiązując przede wszystkim do płyt swego ukochanego Boba Dylana, dopisuje - Teraz nikt nie chce, żeby wokalista dobrze śpiewał. Ma śpiewać byle jak, a tylko piosenka musi mieć dobry rytm. I właśnie w taki ton zamierzam uderzyć. Tam są pieniądze. Więc jeśli za jakieś trzy, albo cztery miesiące usłyszysz jakiś okropny kawałek w moim wykonaniu, to nie wstydź się za mnie, tylko czekaj, aż wypłacą mi honorarium, bo ludzie z dnia na dzień celowo śpiewają coraz gorzej, a słuchacze kupują coraz więcej płyt... Na końcu listu, jak wspominał Al Hendrix, Jimi dodał - Powiedz wszystkim: Leonowi, babci, Benowi, Ernie, Frankowi, Marii, Barbarze itd. - cześć. Wkrótce znów napiszę. Jestem tu samotny, więc życz mi powodzenia i szczęścia w przyszłości. Ściskam. Twój syn, Jimmy... Jak widać, Jimi miał wielkie nadzieje, że oto jego dzień się zbliża, bo kilku producentom jego dźwięk się podobał, opowiadał więc - Nie chwalę się, ale poprawiłem się znacznie od 1963 roku. W niektóre noce, przysięgam, już byłem doskonały...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz