W tej rewii Ike'a, oprócz niego
był wtedy jeszcze jedna osoba, która wzbudzała wielkie emocje wśród widzów,
tańcząca i śpiewająca jego partnerka - urodziwa Tina Turner. Tak ujął to Stanley
Booth - Tina Turner, ubrana w srebrno-złotą
króciutką sukienkę z frędzlami. Towarzyszył jej młody, wysoki, czarny mężczyzna
w białym trenczu. Wyglądała przy nim jak mała zgrabna laleczka, słodko pachnąca
– jakby dla zniwelowania ostrego zapachu czarnej skóry jej męża, Ike’a...
Jeszcze bardziej taki występ rewii Turnerów opisał Ben Fong-Torres – "The Ikettes" jedna za drugą
wchodziły zza kulis szturmując scenę, w mini spódniczkach oszytych cekinami, z
lisimi ogonami które w ruchu obijały się o ich zgrabne tyłeczki, machając
długimi rozwichrzonymi włosami. A potem z błyskiem w oku wchodziła Tina i od
razu na scenie płonął ogień...
Ike
Turner - kapryśny pretendent do sławy
- jak trafnie nazwał go Christopher Zara, Tinę poznał prawie dziewięć lat
przed opisanymi w tej książce wydarzeniami. W 1956 roku przyszła na jeden z
jego koncertów klubowych i zaśpiewała jakąś piosenkę. Był młodsza od Ike'a o
jakieś siedem lat, pochodziła z Tennessee, a jej matka była Indianką z
plemienia Czirokezów. Wychowana na biednym Południu Anna Mae Bullock, bo takie
były jej prawdziwe imiona i nazwisko, marzyła wtedy o tym, żeby znaleźć męża,
który zapewniłby jej poczucie bezpieczeństwa i życiową stabilność. Wziąwszy
jednak pod uwagę, że trafił jej się Ike Turner, despota, lubiący narkotyki,
alkohol i kobiety, używający często wobec nich siły fizycznej, trudno
powiedzieć, że spotykając go, zrealizowała swoje marzenie nastolatki. ...Nie wiedziałam jak się z tego wyplątać - opowiadała
wiele lat później, w 2005 roku w programie Ophrah Winfrey - Gdy spał, wielokrotnie zdarzało mi się brać
do ręki broń... Na szczęście nigdy nie zrobiła z niej użytku. Ike
zaprzeczał tym oskarżeniom – Pewnie, uderzyłem
Tinę. Parę razy też, bez namysłu powaliłem ją na ziemię. Ale tak naprawdę,
nigdy jej nie biłem... No cóż, kiedy
się poznali Tina też o tym, co ją w przyszłości z Ikem spotka, nie wiedziała i
w swojej biografii wspominała – Wszyscy
wtedy lubili Ike’a, niektórzy go nawet kochali. Był zupełnie inny: nieśmiały,
nie pił, nie ćpał, nic z tych rzeczy. Gdyby nie on, czułabym się bardzo zagubiona.
Właściwie mogłam robić tylko dwie
rzeczy: pracować w szpitalu, albo śpiewać w zespole Ike’a. Nic więcej nie
umiałam. I nikogo nie znałam. A chciałam śpiewać…
Kilka
miesięcy po pierwszym spotkaniu z Ikem Turnerem, Anna Mae, nazwana przez niego
Tiną - od „Sheeny”, bohaterki jednego z
filmów, które oglądał w dzieciństwie na porannych, sobotnich seansach w kinie w
Clarksdale, blondynki w lamparcim skórzanym, obcisłym kostiumie, dzikiej
Amazonki, żeńskiego Tarzana - otrzymała szansę występu. Wzorując się na
Sheenie, Ike wymyślił sceniczny image Tiny – mocno prowokacyjny, pełen
seksualnych aluzji, któremu towarzyszyła czarna, dzika, bezkompromisowa muzyka.
Opowiadał Ike – Napisałem kilka piosenek
dla Little Richarda, ale nie miałem z nim kontaktu, więc Tina stała się takim
moim Little Richardem. Posłuchaj uważnie i kogo słyszysz? Little Richard śpiewa
kobiecym głosem... Właśnie z Tiną, w 1959 roku Ike nagrał
najbardziej „czarny” utwór, jaki dostał się na „białe” listy przebojów w
Ameryce „A Fool In Love”, sprzedany
w nakładzie ponad 800 tysięcy egzemplarzy (2 miejsce na liście R&B
tygodnika Billboard i 27 na liście pop w USA). Następnym wspólnym nagraniom
szło jednak znacznie gorzej. W 1962 „Poor
Fool”, wyraźna przeróbka „A Fool In
Love” to było tylko 38 miejsce w kategorii "pop" oraz 4 na liście
R&B. Ike wpadł wtedy na ciekawy pomysł, by nagrać piosenkę „I’m Blue (The Gong Gong Song)” z żeńską
grupą wokalną "The Ikettes", zaś śpiew Tiny znalazł się w tle. I
rzeczywiście „I’m Blue” odniosło
sukces – zajęło 19 miejsce na popowej liście bestellerów. Kolejny singiel firmowany
przez Ike’a i Tinę – „Tra La La La La”
– ponownie dotarł na listy pop, choć niżej, bo na miejsce 50, a „You Should’ve Treated Me Right” – na pozycję 89. Niestety było już
gorzej z następnymi płytkami: “Prancin”,
”Sleppless” czy „I
Idolize You”. Pewnie dlatego, jak trafnie zauważył Kurt Loder, że – Wczesne utwory Turnerów, wibrujące i
zadziwiająco proste, były komercyjnymi przeróbkami knajpianego bluesa z czasów
młodości Ike’a… Na ironię zakrawało także, że we wszystkich piosenkach,
które w tym czasie Ike napisał dla Tiny, wyznaje ona dozgonne, całkowite
oddanie swojemu mężczyźnie. Zapewne Ike schlebiał tym swojej próżności –
uważał, że kobiety go uwielbiają. W „Idolize
You” Tina składała mu nieomal hołd, w „Letter
From Tina” śpiewała, że jej mężczyzna rządzi każdym jej ruchem, a ona
chętnie poddaje się jego władzy. W innej piosence - „It’s Gonna Work Out Fine” wyznała, że małżeństwo z nim byłoby dla
niej błogosławieństwem. Tymczasem nic nie było dalsze od prawdy, małżeństwo z
Ikiem bardziej przywodziło jej na myśl odsiadkę w więzieniu niż związek miłosny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz