czwartek, 24 września 2020

Curtis Knight i Ed Chalpin podsumowanie


            W 1965 roku Jimi przechodzi wielkie zmiany, nie tylko jako muzyk, gitarzysta i kompozytor. Fotografie „The Squires” pokazują go, w przeciwieństwie do Curtisa i pozostałych konwencjonalnie przylizanych muzyków, z długimi rozczochranymi włosami. Co bardziej znaczące, Jimi zaczął o sobie myśleć, jako o kimś więcej, niż tylko gitarzyście towarzyszącym. No i zaczął myśleć również o śpiewaniu. W 1965 z Knightem Jimi gra i śpiewa w “Hey Bo Diddley”. Późniejszy sławny jego utwór "Voodoo Child (Slight Return)", oparty będzie na tym charakterystycznym rytmie Bo Diddley'a. W 1970 roku będzie nagrywał w wolniejszym tempie Diddley'owską wersję piosenki "Mannish Boy". Jak opowiadał Billy Cox, że jeszcze w czasach Nashville Jimi - Był jak gąbka. W jego muzyce słychać było elementy stylu "country & western". Słyszałeś Curtisa Mayfielda i B.B. Kinga, a także Alberta i Freddiego Kingów. Słyszałeś Cheta Atkinsa, kolaż gitarzystów. T-Bone Walker to przecież jeden z jego pierwszych idoli. Razem ze stu pięćdziesięcioma innymi... Jimi także gra utwór Elmore'a Jamesa “Bleeding Heart” i potem przez lata będzie często grywał go na żywo, a w nowej aranżacji nagra go na początku 1970 roku. 

            Skąd wtedy ta wszechstronność Hendrixa? Curtis Knight z zaskoczeniem widział, jak jego gitarzysta wychodził ze sklepu płytowego ze stosami singli i albumów - Kupował wszystkie popularne płyty, takich zespołów jak "The Rolling Stones", "The Animals", niektóre krążki "Beatlesów". Miał dużo płyt bluesowych, choćby Roberta Johnsona. Zawsze w sklepie muzycznym zostawiał mnóstwo forsy. To co zarobił wydawał na gitary, albo na wzmacniacz, albo na płyty. Nie marnował ich na inne rzeczy... W wywiadzie dla Johna Burksa w 1970 Jimi przyzna też, że był wielkim fanem "Western Swingu", stylu, jaki propagował Bob Willis z "The Texas Playboys" i że namiętnie oglądał transmisje z Grand Ole Opry...

            Podsumowując rok 1965 Jimi Hendrix spotkał trzy osoby, które wpłyną na resztę jego życia w bardzo negatywny sposób, w sferze prywatnej i zawodowej. O dwóch z nich wcześniej już napisałem, to Curtis Knight i Ed Chalpin. Trzecia - Devon Wilson, którą w grudniu przedstawi mu, poznany na początku roku w Kanadzie perkusista Buddy Miles, wypłynie na plan pierwszy za kilkanaście miesięcy. ...Była jedną z najpiękniejszych i najbardziej pociągających grupisek, a także jedną z tych, które odniosły największy sukces - opowiadał dziennikarz New York Post Al Aronowitz – Pierwszy raz spotkałem ją w latach 60., kiedy wisiała u boku jakiejś super gwiazdy, ale gdy do Nowego Jorku przybywał jakiś gwiazdor rocka, wzrastały szanse, że znajdziesz ją u niego w hotelu. Przekazywali ją jeden drugiemu. Jej seks był przytłaczający... Curtis Knight uzupełniał – Było w Devon wiele rzeczy, które przyciągały do niej Jimiego. Ponad wszystko, był to jej magnetyzm, oprócz tego, była atrakcyjna i bardzo seksowna...

            Trzeba tu przyznać, że Knight ma w tamtym czasie mnóstwo kontaktów, łatwo wiąc kontraktuje granie do tańca w klubach takich jak: Ondine na 59th Street i w 1966 w Purple Onion w Greenwich Village oraz w Cheetah, bardzo blisko Times Square.

            Co do Eda Chalpina, rzeczywiście miał nosa, nie tylko nagrywając Hendrixa, ale też umiejętnie podpisując z nim kontrakt i doskonale znając prawo, a kiedy Jimi stał się sławnym artystą, umiejętnie wykorzystał swoje atuty i po kilkuletniej batalii w amerykańskim sądzie wygrał proces otrzymując w ramach "skromnej rekompensaty" dwa procent udziału z dochodów ze sprzedaży pierwszych trzech płyt Jimiego oraz pełne prawa z czwartej, która ukaże się w 1970 roku "Band Of Gypsys". Nie wiadomo tylko, czy Ed Chalpin chciał otrzymać więcej i wznowić postępowanie sądowne w Anglii przeciw Jimiemu i firmie Track. Był bowiem w Londynie i w dniu śmierci  Hendrixa miał się z nim spotkać.  

            Historycy rocka podają, że w latach 1962 - 1966 Jimi grał w zespołach towarzyszących m.in.: B.B. Kingowi, Samowi Cooke’owi, Jackiemu Wilsonowi, Solomonowi Burke, Chuckowi Jacksonowi, Hankowi Ballardowi, Slimowi Harpo,  Tommy’emy Tuckerowi, „The Supremes”, „The Ronettes”, „The Valentinos”, „The Isley Brothers”, wspomnianemu już Little Richardowi, Kingowi Curtisowi, Carlowi Holmesowi, „Joey Dee & The Starliters”, a także Curtisowi Knightowi, co okazało się jednak nieszczęściem Jimiego. ...Dokonał bowiem z nim kilku nagrań w studiu, które opublikowano już w czasach świetności Hendrixa - zauważył Borwin Bandelow.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz