Wracając zaś do Lindy Keith i Keitha Richardsa. Otóż po powrocie do Londynu Keith zatelefonuje do rodziców Lindy i odmaluje przerażający obraz sytuacji ich córki. Opowiadała Linda Keith - Powiedział im, że w Nowym Jorku próbował ze mną porozmawiać, a ja zachowałam się wobec niego nieuczciwie. Przekazał im też, że mieszkałam z pewnym podejrzanym typem nazwiskiem Jimi Hendrix... Swoją drogą Linda nie była zachwycona, kiedy odkryła, że była tylko jedną z wielu kobiet, z którymi spotykał się wówczas muzyczny geniusz z Seattle. Keith za to mocno martwił się zamiłowaniem Lindy do heroiny. Jak potem wspominał gitarzysta - Próbowała mu załatwić kontrakt nagraniowy z Andrew Oldhamem. W swoim entuzjazmie, podczas długiego wieczoru z Jimim, jak sama mówi, dała mu moją gitarę Fender Stratocaster, którą zostawiłem w pokoju hotelowym. A potem, jak opowiada Linda, znalazła kasetę demo Tima Rose’a, na której śpiewa piosenkę „Hey Joe”. Wzięła ją do Roberty Goldstein, gdzie był Jimi i mu ją puściła. Podobno u mnie znalazła tę piosenkę...
Keith
Richards w Londynie rzeczywiście zadzwoni do rodziców Lindy – Wasza córka ma kłopoty. Nie przyzna się do
tego, ale musicie coś zrobić. Ja nie mogę. Już jestem persona non grata. Wiem,
to będzie gwóźdź do trumny moich stosunków z Lindą, ale musicie coś zrobić, bo
ja jutro ruszam w trasę… Historię uzupełniła Sheila Oldham - Rodzice Lindy byli tym wszystkim kompletnie
załamani. Ona pochodzi z porządnego żydowskiego domu, a coś takiego zupełnie
nie licuje z tym środowiskiem. Jej matka często wtedy do mnie dzwoniła.
Desperacko chcieli ściągnąć ją do domu i matka najwyraźniej uświadomiła sobie,
że jej córka straciła nad sobą kontrolę. I rzeczywiście tak było. Wystarczyło
tylko na nią spojrzeć, żeby stwierdzić, że znajduje się na krawędzi. I prawdę
mówiąc, myślę, że Keith wykazał się wtedy troską. Właściwie to może ocalił jej
życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz