sobota, 8 kwietnia 2023

            …Jimi myślał, że my robimy coś nielegalnie, na czarno, a tutaj jedynym muzykiem, jest on – opowiadał Albert - Mieszkał w jednej części domu, my w drugiej. Widywaliśmy się, ale zanim się zaprzyjaźniliśmy, patrzyliśmy na niego mówiąc 'Co on tu do cholery robi'. 'Arthur, znasz go' – pytałem brata. A Jimi nic nie mówił, tylko się przemykał z gitarą. Czasem tylko rzucił na nas spojrzenie. Był bardzo nieśmiały i niepewny. Kiedy mijał nasz pokój wyglądaliśmy na korytarz, żeby mu się przyjrzeć. Jego dziewczyną była wtedy Faye. Wy mówicie na nią Fayne, ale my nazywaliśmy ją Faye. No więc Faye wychodziła za nim z pokoju, nie gasiła światła na korytarzu. Była złośliwa... Albert dodał, że Jimi w swoim pokoju przez cały czas przesłuchiwał płyty bluesowe - Miał ich chyba tysiące. Od tej pory, go pokochaliśmy...Tak więc, dzięki muzyce, lody między braćmi Allen i Hendrixem zostają przełamane.

            Po kilku miesiącach znajomości z Hendrixem, zapewne dzięki jego wpływowi, bracia Allen wrócą do muzyki i razem z nim wyruszą na trasę po całym stanie z "Panterą", egzotyczną tancerką z wężem, jak wspominał Tunde-Ra - Jimi czasem dołączał do nas i grał w tle jako akompaniator. Nazywaliśmy go Złą Czarownicą ze Wschodu, nosił wtedy taki dziwny kapelusz... Albert Allen wspominał, jak po raz pierwszy spotkał Jimiego – Bardzo się sobą przejmował. Piekielnie się przejmował swoimi ciuchami, bo, rozumiecie, był jakby inny, jakby odstawał. Szczególnie od braci z dzielnicy. Był bardzo uczulony na to, w jakich miejscach chciałby się znaleźć i wyobrażał sobie, że tam ludzie będą go lepiej tolerować. Bo wtopi się w tłum, kapujecie, co się wcale nie stało, bo wciąż z niego wystawał…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz