środa, 12 kwietnia 2023

            Jest w biografiach Hendrixa także opowieść o dwoistości jego natury. Najczęściej bowiem opisywano go jako człowieka cichego, sympatycznego i nadzwyczaj łagodnego w życiu prywatnym, choć na scenie był typowym rock'n'rollowcem - dzikim i niepohamowanym. Co zaś do stosunków z kobietami, nie po raz pierwszy i ostatni, Jimi okazał się kimś, kto jest zarówno doktorem Jekyllem, jak i panem Hydem. Jak to sam o sobie powiedział - Nieważne jak jesteś słodki i uroczy, są głęboko w tobie rzeczy czarne i brzydkie... Któregoś razu przez kilka godzin uwięził Faye w hotelowym pokoju, jak wspominała Stevenowi Roby'emu - Obudziłam się w nocy, miałam związane kostki i jedną rękę. A on brudną, śmierdzącą skarpetką przywiązywał mi drugą. Czułam, jakby ktoś na nogach położył mi ciężką oponę. 'Bądź cicho' mówił. Był bardzo zazdrosny i kiedy szedł na próbę do Curtisa nie chciał, abym gdziekolwiek wychodziła. Kiedy potem wrócił, zaczął się do mnie dobierać. Kiedy usiłowałam krzyczeć, zakneblował mi usta koszulą. I poszedł na trzy lub cztery godziny, a ja zapadłam w sen. Usiłowałam potem odejść, ale znowu wracałam. Jimi często nie kontrolował swych emocji... Jak wspominała, nie był to jedyny raz, kiedy Jimi zachowywał się jak obłąkany. ...Jimi często się bił i przy okazji kopnął w tyłek Johnny'ego Stara - dodawała - Raz w klubie, przyparł mnie do muru pod budki z kolanem na piersi. Billy Hamburg, tancerz albinos, próbował z nim rozmawiać i prosił, żeby mnie puścił. A on odwrócił się i rzucił się na niego i na wykidajłę "Big Jimmy'ego". Kilka razy przyszedł mi na ratunek Little Richard. A on także rzucił się na niego. Ktoś mi kiedyś powiedział mi, że coś się dzieje w hotelu Theresa. Że Jimi oszalał, że wszyscy oszaleli. Wyrwał się z pokoju i rzucił telefonem o ścianę, ale kiedy tam dotarłam, wszystko już było w porządku...

            Większość ludzi z otoczenia Jimiego uważała go za bardzo spokojnego, cichego, wręcz nieśmiałego faceta, ale zdarzało się, że wpadał we wściekłość. ...Zawsze mówił o jakimś diable - opowiadała Faye - że niby coś w nim jest, że nie może nad tym wcale zapanować, że nie wie, co go zmusza do robienia tego, co robi, mówienia tego, co mówi; a piosenki po prostu z niego wychodziły. Był taki zadręczony, po prostu rozdarty w środku. Opowiadałam mu o mojej babce i tych jej dziwactwach, a on mówił, żebyśmy tam poszli i żeby jakaś zielarka, czy ktoś taki zobaczył, czy nie da się tego demona z niego wyrzucić... Och, Boże, to było smutne, kiedy chciał płakać. Może był pierwszym facetem, a może jedynym, którego widziałam, jak płakał. To po prostu mnie zabijało, kiedy płakał. Wydawało mi się, że tak był dręczony i jego po prostu rozrywało, jakby naprawdę miał obsesję na punkcie czegoś naprawdę złego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz