poniedziałek, 15 sierpnia 2022

            Utrwalony w pamięci świadków został inny występ Jimiego Hendrixa, który odbywa się w podziemiach świątyni De Hirsch Synai, jednej z największych synagog w Seattle. Opowiadał Sammy Drain - Mówili na niego Butch (Buster - przyp. aut.), był bardzo nieśmiały, ale jako gitarzysta bez skrupułów zrzynał od innych. Rozwijał się nieprawdopodobnie. Rok wcześniej, gdy miał 17 lat, nawet nie był najlepszy na swojej ulicy, a teraz znalazł się w składzie jednej z najlepszych w okolicy grup... Sammy Drain nie poszedł jednak na ten koncert, była i opowiedziała o nim Charlesowi Crossowi, Carmen Goudy. Pamiętała, że Jimi pytał ją o to, czy będzie miał fanów (pewnie bardziej chodziło o fanki). Carmen opowiadała, że był tak zdenerwowany, iż sądziła, że zwymiotuje. Biorąc wszystko pod uwagę, Jimi ma powody do zdenerwowania, gra dopiero nieco ponad rok i chociaż jego talent jest widoczny, wielu przyjaciół uważa, że nie jest jeszcze zbyt dobry na występy publiczne. Czasem gra bowiem zbyt swobodnie i ekstrawagancko, a na ten dzień zespół przygotował przede wszystkim utwory do tańca, a w tym repertuarze Jimi nie czuje się najlepiej. Chłopak, który wychowuje się w nędzy i marzy o karierze muzyka, zdaje sobie jednak sprawę, że od tego koncertu wiele zależy.

            ...W pierwszej części - opowiadała Carmen Goudy - zrobił 'to coś', grał dziko, jak zawsze zaczął wariować z gitarą, a kiedy przedstawiali członków zespołu i snop światła z refelektora padł na niego, wpadł w prawdziwy szał... Po zakończeniu pierwszego seta Carmen idzie na zaplecze, by Jimiemu pogratulować, ale nigdzie go nie ma. Obchodzi cały budynek, w końcu widzi go w alejce na tyłach synagogi. Po latach Carmen nie wspomniała, czy płakał, czy też nie. Wtedy jednak już wiedziała, że Jimi został z zespołu wyrzucony. Lider powiedział mu, że grał zbyt dziko i że ludzie nie mogli tańczyć. Synagoga stoi na skrzyżowaniu 15th Street i Union Street, Jimiego od domu dzieli zaledwie kilka przecznic, ale do domu nie ma zamiaru pójść, długo siedzi w alejce przygnębiony. Przez ponad godzinę mówi Carmen o każdej chwili swego występu, sfrustrowany, że nikt z widzów, ani z kolegów z zespołu nie zrozumiał o co mu chodziło. Carmen sugeruje. by zamiast grać dzikie solówki, pozostał przy gitarze rytmicznej. 'Gitarzyści są tylko elementem zespołu, w którym najważniejsi są wokaliści' - mówi Jimiemu. 'Nie, To nie jest mój styl. Ja tak nie gram' odpowiada. ...Już w tej synagodze można było poczuć, że Jimi Hendrix jest kimś innym - zanotował Charles Cross - jakby nie był z tego świata. Zamiast myśleć o przyszłych zarobkach, dla niego najważniejsza była wtedy własna kreacja. Występ w Temple De Hirsch Sinai był dla niego pod tym względem prawdziwą katastrofą, ale w niej po raz pierwszy objawiła się wielkość Jimiego. Jak to za siedem lat, gdy będzie sławny w Londynie, powie Jeff Beck - zniósł on wszystkie zasady... A to właśnie zaczęło się w podziemiach synagogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz