Jimi Hendrix po raz pierwszy znalazł się w Spanish Castle w 1959 r., na koncercie "The Fabulous Wailers". Pat O'Day opowiadał dalej - Był taki jeden czarny chłopak, który się tu kręcił. Podszedł kiedyś do mnie i bardzo grzecznie zapytał: 'Gdyby się zepsuł jakiś wzmacniacz, to mam jeden w bagażniku. Jest naprawdę dobry. Ale gdyby pan zechciał z niego skorzystać, to ja też zagram'...
W
rzeczywistości nie miał on wtedy samochodu, a jedyny wzmacniacz, którym
dysponował to był Silvertone, którego wtedy żaden prawdziwy muzyk nie nazwałby
dobrym, a do Spanish Castle dojeżdżał podobno z kimś starym autem marki
Mercury, który bardzo często się psuł. Sammy Drain wyjaśniał - Kiedy Jimi pisał o tym, że dostanie się tam
trwało czasem pół dnia, ewidentnie chodziło mu o przypadki, kiedy samochód się
zepsuł i trzeba było iść na piechotę..267 Bo naprawdę do tej
sali wcale nie było, aż tak daleko i można było jadąc samochodem (sprawnym) z
centrum Seattle dotrzeć w godzinę. Ojciec Hendrixa wyjaśniał - Nigdy nie byłem w tym miejscu, ale
tam odbywało się wiele koncertów. Jimi docierał tam i chciał grać z niektórymi grupami. Wyobrażam sobie, że właśnie tam narodziła się piosenka "Spanish Castle Magic". Nie wiem jednak, co oznaczają słowa: 'potrzeba pół dnia, aby się tam dostać!'...
Leon Hendrix wspominał – Menedżer zespołu
James Thomas, zawiózł kapelę do tego klubu w Kent w stanie Waszyngton,
niedaleko zbiegu autostrady nr 99 i Des Moines Way, swoim wielkim, zielonym
Plymouth Fury z 1956 roku, z absurdalnie długimi pionowymi płetwami. Wyglądał
prawie jak statek kosmiczny z innej galaktyki. Wszyscy wiedzieli, że
wystarczyło zaledwie pół godziny, żeby dostać się z Central District do Kent.
Tylko, że jeśli jedziesz niesprawnym samochodem, podróż naprawdę może zająć pół
dnia. A tak właśnie było, gdy zespół jechał do Spanish Castle. Samochód odmówił posłuszeństwa i większość
popołudnia spędziliśmy, czekając aż zostanie naprawiony...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz