czwartek, 17 sierpnia 2023

            Wiosną 2000 roku firma Experience Hendrix ogłosiła, że na świecie rozpowszechniono ponad pięćset nagrań sporządzonych z materiałów, które powstały podczas faktycznych sesji Youngblood-Hendrix. Każdy, kto chce być w miarę na bieżąco w "odkrywaniu" nagrań Hendrixa, nie tylko z Youngbloodem, jak zaproponował Keith Shadwick - Powinien regularnie zaglądać do internetu na earlyhendrix lub do takiej prasy, jak Jimipress, czy UniVibes, gdzie nowe informacje pojawiają się co jakiś czas...

      Jednak mówić się będzie, że "Wipe The Sweat” oraz “Under The Table” stanowią najwcześniejsze, dokonane (jednak?) w okresie Bożego Narodzenia 1963 nagrania Jimiego Hendrixa. A jak zanotuje Harry Shapiro, charakterystyczne vibrato Jimiego, który wówczas właśnie skończył dwadzieścia jeden lat, jest zauważalne - Jego gitarowy blues jest zdumiewający, łączy subtelność B.B. Kinga i atak Alberta Kinga... Jedna z nagranych wtedy piosenek "(My Girl) She's A Fox" ma tempo i rozwiązania harmoniczne w stylu Curtisa Mayfielda, można powiedzieć, że jest w pewnym sensie prototypem "Little Wing", albo też "Have You Ever Been (To Electric Ladyland)". Z kolei "Go Go Shoes" pokazuje, że Jimi doskonale przyswoił sobie akordy stosowane najczęściej w stylu soul i w R&B i nie są one podobne do tych, które stosować będą jego angielscy, biali koledzy gitarzyści - Eric Clapton, czy Jeff Beck. "Sweet Thang" mógł powstać w 1966, podobnie jak “Groovemaker”, który bardzo przypomina przebój Wilsona Picketta z 1965 “Land Of 1000 Dances”. Autorzy tekstu na albumie “Roots of Hendrix” są o tym przekonani, twierdzą, że powstały one wiosną i latem 1966 w tym samym Abtone Recording Studios w Nowym Jorku. Jedynie “Soul Food”, “Bessie Mae” oraz “(My Girl) She’s A Fox” są starsze. Tak przynajmniej brzmią. Z kolei wspomniana "Sweet Thang" odwołująca się w części tekstu do krótkich skórzanych bucików, noszonych przez eleganckie damy w Nowym Jorku, nie mogła powstać przed 1965, bo dopiero wtedy te buciki stały się modne. Jimi przyzna - Nauczyłem się od Lonniego wiele o tym jak grać na gitarze, tak jak on robił to na saksofonie, uzyskując ten dźwięk. Był mi też przyjacielem... W rzeczy samej, Lonnie traktował Jimiego jak brata. Pisałem już o tym, że kupił mu wzmacniacz, ale też pilnował, aby ten wiecznie spóźniający się geniusz gitary był na czas na koncercie. Lonnie i jego żona pomagali mu także opłacając tygodniowy pobyt w hotelu, bo był w jego życiu jednym z niewielu ludzi, na których zawsze mógł liczyć.

            Po raz ostatni Lonnie Youngblood spotkał się ze swoim starym przyjacielem w 1970 roku. Zapamiętał, że Jimi był wtedy bardzo poważny - Był znany, miał trochę forsy, a mimo to wiele problemów. Powiedział mi wtedy: 'Chcę coś zmienić. Muzyka nie podąża w stronę, w jaką ja bym chciał'...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz