wtorek, 15 sierpnia 2023

             Randy California członek grupy Hendrixa "Jimmy James & The Blue Flames", która grać będzie m.in. w Café Wha? w lecie 1966 roku, wspominał, że Jimi grał wtedy na wzmacniaczu, który dostał za udział w jakiejś sesji nagraniowej w Abtone Studios. A ponieważ było to po rozmowie z Chandlerem, nie zawierał już żadnych umów, wolał otrzymać sprzęt, który i tak mógł zastawić w lombardzie.

             Co zaś do utworów, które rzeczywiście powstały na sesjach Hendrixa i Youngblooda, jak uważają historycy rocka, najbardziej miarodajny jest album "Jimi Hendrix: The Early Years", wydany w Anglii przez firmę Charly Records (CDCD 1189). Oprócz dwóch singli firmy Fairmont, znalazły sie na nim: “Under The Table (Parts I, II & III)”, “Wipe The Sweat (Parts I, II & III)”, “(My Girl) She’s A Fox” (czyli "Fox"), “Groove Maker” oraz “Sweet Thang”. Tak jak wspomniałem wcześniej, Jimi śpiewa w części trzeciej “Wipe The Sweat”.

            Oprócz nagrań Hendrix-Youngblood, które sfałszowano, ich oryginały także zmieniano. Z wyjątkiem wspomnianej “Jimi Hendrix: The Early Years”, sporo utworów przerobiono na wersje stereo, chociaż w czasie kiedy powstawały techniki stereo do nagrań rozrywkowych  jeszcze nie stosowano. Poza tym niektóre utwory wydłużano. I tak oryginalna wersja “Soul Food (That’s What I Like)”, kończyła się po dwóch minutach i czterdziestu ośmiu sekundach, na wydanym w 1993 roku albumie firmy Cherokee (DNR 001) "rozciągnięto" ją do sześciu i pół minuty, dodając, co jeszcze bardziej  śmieszy, oklaski! Singiel  “Sweet Thang”/”Please Don’t Leave” w 1966 roku wydała 20th Century Fox (45-6707). Firmuje ją jeden z najpopularniejszych wtedy wokalistów R&B z Newark, w stanie New Jersey, Billy Lamont, któremu zresztą Lonnie Youngblood zawdzięczał pierwszy kontrakt nagraniowy i potwierdził, że Hendrix rzeczywiście zagrał na gitarze na stronie "A" (“Sweet Thang”), co zaś do strony "B", jej produkcja oraz opis są zupełnie odmienne. Lonnie Youngblood dodawał - Zawsze dobrze jest grać z kimś, które naprawdę dobrze czuje się w pracy. On był bardzo skuteczny, gdyż prawdopodobnie był bardzo pewny siebie. Jimi był najlepszy z tych, których znałem. I sam całkiem sporo wiedział. Chciałbym powiedzieć, że był cholernie blisko najlepszych gitarzystów, jakich kiedykolwiek słyszałem. A ja wspomagałem kiedyś Chucka Berry'ego. Chuck był prawdziwy mistrzem, ale Jimi był bardzo blisko i mógł zrobić jeszcze więcej. Dysponował większa gamą barw niż Chuck, zaś ballady grał tak ładnie jak Wes Montgomery...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz