czwartek, 3 sierpnia 2023

 

            Tyle o Youngbloodzie, który w różnych wywiadach opowiadał zupełnie odmienne historie o tym, jak poznał Jimiego Hendrixa. Najprawdopodobniej, spotkali się w Nowym Jorku już w 1963 roku, ale bliżej poznali dopiero w październiku 1965, kiedy przez pewien czas (do grudnia, a potem także w styczniu 1966) Lonnie Youngblood  grał w zespole Curtisa Knighta "The Lovelights" i tak wspominał Jimiego – Był fanatykiem gitary. Lubił różnych ludzi, ale myślę, że jednak najbardziej Elmore'a Jamesa, bo wziął od niego nazwisko.. Poznał bowiem go jako Jimmy'ego Jamesa, zaś o tym, jakie jest prawdziwe nazwisko tego gitarzysty, dowie się dopiero za kilkanaście miesięcy, będzie wtedy wiedział, że to Jimi Hendrix. ...Śpiewał trochę piosenek Lee Dorsey'a i kilka innych, może nawet Muddy'ego Watersa, ale nie był tym specjalnie zainteresowany - dopowie później o Hendrixie - A jeśli idzie o komponowanie, trochę ja wtedy pisałem, on mi tylko przekazywał nieco swoich sugestii...

            Niezależnie od tego, czy Youngblood dobrze zapamiętał pierwsze spotkanie (w 1963 roku?), interesuje mnie teraz jesień roku 1965, bo do tego momentu w życiu Jimiego Hendrixa dotarłem w tej pracy. Lonnie jest wtedy muzykiem grupy Curtisa Knighta (Patrz Rd. 9). Na początku października, kiedy Jimi poznał Curtisa Knighta w hotelu America, w jego zespole "The Squires" pracowali wtedy: perkusista Marion Booker, basista Napoleon Anderson. Inni muzycy, jak klawiszowiec Nate Edmonds i saksofonista Lonnie Youngblood, byli czasem angażowani specjalnie na występy lub do różnych składów nagrywających w studiu. Youngblood znał Knighta sprzed swojej służby wojskowej i spotkał się z nim po powrocie do miasta w 1965 roku. Twierdził potem nawet w kilku wywiadach, że zabrał mu muzyków i pracował z nimi pod własnym nazwiskiem. Biorąc pod uwagę, że wszyscy byli w tym czasie muzycznymi "najemnikami", to jest całkiem możliwe, zakładając oczywiście, że Youngblood oferował im pracę. Tym bardziej, iż jego styl gry na saksofonie, wzorowany na Kingu Curtisie, dałby zespołowi wystarczająco świeże brzmienie, tak, że mogli z nim pracować w różnych klubach Harlemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz