sobota, 12 sierpnia 2023

            Trzeba bowiem przyznać, że o ile historia Youngblooda układa się dość logicznie do końca życia Hendrixa, to co działo się potem, gdy taśmy skradziono, jest już sprawą wręcz kryminalną. Jeśli bowiem żaden z nagranych wtedy singli "The Icemen", "Billy'ego Lamonta, czy Jimmy'ego Normana nie zarobił zbyt wiele, gdyż żaden nie trafił na R&B listy przebojów, nie wydawano ich późnej w takiej wersji, w jakiej się początkowo ukazały. Po śmierci Hendrixa wszystkie przemiksowano, usuwając śpiew, co czasem sprawia, że jego gitara jest bardziej wyraźna i współgra z saksofonem, a wszystko jest zagrane na bardziej stonowanym tle. Zrobiono to oczywiście, gdy Jimi Hendrix był już sławny. A na płytach umieszczono wyraźny napis - Produkcja Johnny Brantley dla Vidalia Productions... Oczywiście Johnny Brantley był wtedy tak w studiu przy tych nagraniach zaangażowany, ale Youngblood po 1971 roku znowu nakładał ścieżki, zupełnie odmienne od tych, jakie wydano na wspomnianym albumie analogowym „Two Great Experiences Together”, nawet nagrywał nowe własne partie instrumentalne. Był zresztą ich współkompozytorem, a także aranżerem lub współaranżerem, razem z pianistą Richardem Tee, innym wziętym nowojorskim "sidemanem" tamtych czasów. Może też tak być, że Youngbloodowi pomieszały się te wszystkie nagrania prawdziwe i fałszywe, wydane na początku lat siedemdziesiątych, a których "korzenie" tkwią w niedokończonej jego pracy i nie mają żadnego związku z Hendrixem. ...Ten materiał to mikstura sporządzona z R&B, modnego w połowie lat 60. soulu, zagranego profesjonalnie, dobrze nagranego, lecz w oparciu o niewielki budżet - zauważył Keith Shadwick - Dobry jest dźwięk saksofonu Youngblooda, poprawne są zagrywki w stylu Kinga Curtisa, a śpiew, chociaż mocny i ograniczony, jest barwny w niewielkim stopniu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz