piątek, 18 sierpnia 2023

Rozdział 9 (lipiec 1965 - 1966) - Juggy Murray, Curtis Knight, Ed Chalpin i PPX, Jerry Simon i RSVP

           ...Wróciłem do Nowego Jorku. Grałem z grupą Curtis Knight & The Squires. Dla Curtisa Knighta nagrałem kilka numerów i zrobiłem kilka aranży... (Jimi Hendrix)

            Rok 1965 dla Hendrixa, pod względem psychicznym, był jednym z najgorszych. Frustrację wywoływały zarówno męczące trasy po zapadłych dziurach, granie z ludźmi, których ego było tak wielkie, jak nadęty, ogromny balon, jak i to, że w niewielkim stopniu mógł publicznie pokazać, że się rozwija, jako instrumentalista. Nagranie dwóch piosenek w Los Angeles z Rosą Lee Brooks, nie przesłaniało faktu, że nadal był nikim, jednym z wielu muzyków, którzy żyją z dnia na dzień, bez nadziei na lepszą przyszłość. Pisał do ojca , że Nowy Jork to - 'Wielkie, odrapane miasto. Tu nic się nie udaje... Jak słusznie zauważył na forum Okolice Bluesa Agrypa, wspominany tu wiele razy fan Hendrixa - W tej trudnej sytuacji Jimi czerpał siłę z pięknej relacji z Fayne. Zamieszkali razem w Harlemie. Często żyli na hot dogach, bo na nic innego nie było ich stać. Zdarzało się też, że Jimi kupił jej sukienkę, czy sobie jakąś płytę, a potem brakowało im na czynsz... No tak, ale Fayne lub Faye (takiego imienia używam w tej książce), mimo usilnych starań, nie miała wielkiego wpływu na karierę Hendrixa. Jedyne co wzbudzało w nim nadzieję, to fakt, że sam zaczął pisać piosenki. Starał się podpatrywać innych, wyciągał wnioski, słuchał i naśladował, choćby Dylana, notując na skrawkach papieru myśli, pomysły, teksty piosenek, czy ich jedynie szczątkowe fragmenty. Jak potem opowiadał - Miałem ich tysiące, ale pozostały w hotelach, z których mnie wyrzucano...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz