czwartek, 14 września 2023

             W ośmiu miesiącach lat 1965 i 1966 Hendrix wziął udział w dwudziestu czterech sesjach, rejestrując trzydzieści trzy utwory, w większości kiepskie i to zarówno od strony kompozycyjnej, aranżacyjnej jak i wykonawczej. Charles Cross, jako przykład jednego z niewielu godnych zauważenia wspólnych produktów Knighta i Hendrixa, wymienia, nagrany dwudziestego pierwszego czerwca 1966 roku w nowojorskim Allegro Sound Studios, wspomniany już i chwalony także przez innych "No Such Animal" - Głównie za sprawą szybkiej solówki gitarowej, ale również dlatego, że nie śpiewał w nim Knight... Na wspomnianych wyżej płytach (niektóre z nich omówię w dalszej części tego rozdziału), znajdzie się znacznie więcej utworów, często to będą pocięte i posklejane fragmenty studyjnych jamów. W grudniu 1965 powstaje "Simon Says", które jednak brzmi jak odrzut z październikowej sesji i jest jeszcze gorsze, niż wcześniejsze nagrania Curtisa Knighta “You Don’t Want Me” czy “Don’t Accuse Me”, zupełnie przeciętne utwory R&B, które nijak się mają do coraz popularniejszej "brytyjskiej inwazji". Curtis Knight utrzymywał, że Hendrix dogrywał wtedy swoją "sfuzowaną" gitarę. “You Don’t Want Me” istnieje w dwóch miksach, jeden z zupełnie nieciekawym śpiewem Knighta, w drugiej wokal nałożono ponownie. “Simon Says”, to z kolei wersja starego tematu, choć jako twórca figuruje to Curtis Knight, który stara się zaśpiewać to w manierze Joego Texa, ale skutek jest raczej opłakany. Następne nagrania: “Every Day I Have The Blues”, “Killing Floor” Howlin' Wolfa oraz B.B. Kinga (“I’ve Got A) Sweet Little Angel”, a także “I’m A Man” (drugi niewątpliwie znany Jimiemu z wersji zarówno Bo Diddley'a i Muddy'ego Watersa, który zatytułował ją "Mannish Boy"), dowodzą, że najsłabszym ogniwem "The Squires" był jego lider i wokalista Curtis Knight. Za to sekcja rytmiczna, którą tworzą basista Napoleon "Hank" Anderson i perkusista Marion Booker, gra perfekcyjnie. Jest zdyscyplinowana, dynamiczna i zostawia dużo miejsca solistom. Słychać, że wypracowane zostało to w trakcie studyjnych sesji, kiedy podgrywali różnym artystom, grając w różnych stylach. Ale kiedy potrzebne jest wykrzesanie z siebie dodatkowej energii, jak w "Shotgun", czy "Mr. Pitiful", sekcja potrafi wybuchnąć, podkreślając oparte na bluesie gitarowe granie Hendrixa. W bluesowej, erotycznej balladzie B.B. Kinga “Sweet Little Angel”, Jimi na nowo, po swojemu, traktuje materiał swego idola i już to "umieszcza go" w gronie najlepszych wówczas w Ameryce gitarzystów bluesowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz