W 1965 roku Jimi przechodzi wielkie zmiany, nie tylko jako muzyk, gitarzysta i kompozytor. Fotografie „The Squires” pokazują go, w przeciwieństwie do Curtisa i pozostałych konwencjonalnie przylizanych muzyków, z długimi rozczochranymi włosami. Co bardziej znaczące, Jimi zaczął o sobie myśleć, jako o kimś więcej, niż tylko gitarzyście towarzyszącym. No i zaczął myśleć również o śpiewaniu. W 1965 z Knightem Jimi gra i śpiewa w “Hey Bo Diddley”. Późniejszy sławny jego utwór "Voodoo Child (Slight Return)", oparty będzie na tym charakterystycznym rytmie Bo Diddley'a. W 1970 roku będzie nagrywał w wolniejszym tempie Diddley'owską wersję piosenki "Mannish Boy". Jak opowiadał Billy Cox, że jeszcze w czasach Nashville Jimi - Był jak gąbka. W jego muzyce słychać było elementy stylu "country & western". Słyszałeś Curtisa Mayfielda i B.B. Kinga, a także Alberta i Freddiego Kingów. Słyszałeś Cheta Atkinsa, kolaż gitarzystów. T-Bone Walker to przecież jeden z jego pierwszych idoli. Razem ze stu pięćdziesięcioma innymi... Jimi także gra utwór Elmore'a Jamesa “Bleeding Heart” i potem przez lata będzie często grywał go na żywo, a w nowej aranżacji nagra go na początku 1970 roku.
Skąd
wtedy ta wszechstronność Hendrixa? Curtis Knight z zaskoczeniem widział, jak
jego gitarzysta wychodził ze sklepu płytowego ze stosami singli i albumów - Kupował wszystkie popularne płyty, takich
zespołów jak "The Rolling Stones", "The Animals", niektóre
krążki "Beatlesów". Miał dużo płyt bluesowych, choćby Roberta
Johnsona. Zawsze w sklepie muzycznym zostawiał mnóstwo forsy. To co zarobił
wydawał na gitary, albo na wzmacniacz, albo na płyty. Nie marnował ich na inne
rzeczy... W wywiadzie dla Johna Burksa w 1970 Jimi przyzna też, że był
wielkim fanem "Western Swingu", stylu, jaki propagował Bob Willis z
"The Texas Playboys" i że namiętnie oglądał transmisje z Grand
Ole Opry...
Podsumowując
rok 1965 Jimi Hendrix spotkał trzy osoby, które wpłyną na resztę jego życia w
bardzo negatywny sposób, w sferze prywatnej i zawodowej. O dwóch z nich wcześniej
już napisałem, to Curtis Knight i Ed Chalpin. Trzecia - Devon Wilson, którą w
grudniu przedstawi mu, poznany na początku roku w Kanadzie perkusista Buddy
Miles, wypłynie na plan pierwszy za kilkanaście miesięcy. ...Była jedną z najpiękniejszych i najbardziej pociągających grupisek,
a także jedną z tych, które odniosły największy sukces - opowiadał
dziennikarz New York Post Al Aronowitz – Pierwszy raz spotkałem ją w latach 60., kiedy wisiała u boku jakiejś
super gwiazdy, ale gdy do Nowego Jorku przybywał jakiś gwiazdor rocka,
wzrastały szanse, że znajdziesz ją u niego w hotelu. Przekazywali ją jeden
drugiemu. Jej seks był przytłaczający... Curtis Knight uzupełniał – Było w Devon wiele rzeczy, które przyciągały
do niej Jimiego. Ponad wszystko, był to jej magnetyzm, oprócz tego, była
atrakcyjna i bardzo seksowna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz