O niektórych klubach w Village, już napisałem, inne pojawią się na stronicach tej opowieści, nieco dalej. Jest bowiem w tej dzielnicy coś jeszcze, co ma także ogromny wpływ na życiową decyzję Hendrixa - przede wszystkim widzi, że w Village ludzie są zupełnie inni, niż w miejscu, które opuścił. Przyzna później - Nie mogłem już znieść Harlemu. Nigdzie nie spotkałem tak nieprzychylnych ludzi. Zaczepki, często nawet agresja. Miałem długie włosy, ale dbałem o nie. Często je wiązałem lub starałem się coś z nimi zrobić. Ubierałem się też tak, by dobrze się czuć. W Harlemie wystarczyło wyjść na ulicę, by na każdym kroku słyszeć, o kto to jest? Jakiś czarny Jezus. Albo - co to za błazen? Najgorsze było to, że kumple z zespołów mi dokładali. Swoi mogą ciebie bardziej skrzywdzić. A ja zawsze chciałem mieć bardziej otwarte i zintegrowane brzmienie...
Linda Keith
dopowie później - Uwielbiał Greenwich
Village. Chociaż raczej nie bywał tam często, zanim zaczął tam grać. Ludzie tam
byli wspaniali, wszyscy interesowali się muzyką i był wśród nich szczęśliwy, ze
wszystkimi świetnie się dogadywał. Rozmawiali o płytach i o muzyce. Podobało mu
się to... Potwierdzał to Albert Allen - Był
świadom tego, jak wygląda. Ubierał się inaczej, niż wszyscy. Wyglądał
dziwacznie, zwłaszcza w porównaniu z innymi czarnymi mieszkającymi na
przedmieściach. Jimi chciał być akceptowany w miejscach, na których mu
zależało. Tutaj był tolerowany. Zlewał się z tłumem. Choć tak do końca nigdy mu
się to nie udało. Zawsze był inny, niż reszta... Hendrixa usprawiedliwiła
także Faye – Myślę, że podjął słuszną
decyzję, żeby się wybić. Bo gdyby tego nie zrobił, cóż, nie myślę, żeby to się
stało, ale było możliwe, kapujecie, wtedy, by pitolił to tu, to tam, przez
lata, i był pionkiem, i popychadłem – a nie był ani jednym, ani drugim. To było
tylko kwestią czasu, musiał tylko zwiać z tego pieprzonego Harlemu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz