Na marginesie tej opowieści jeszcze jeden fragment wspomnień Chipa Taylora, tym razem bezpośrednio dotyczący bohatera tej książki – W roku 1963, albo 1964 wyjrzałem przez okno i zobaczyłem na ulicy faceta, który wyglądał obco, nie jak ktoś tutejszy, ale jakby dopiero przybył do miasta. Myślę, że zdecydowanie odróżniał się od innych. Z grupką przyjaciół zobaczyłem go także dzień później, podszedłem i przedstawiłem się. On nazywał się Jimmy James i podpisał umowę z Juggym Murray'em z Sue Rec. Okazało się, że był naprawdę bardzo słodki, delikatny, nie można było znaleźć milszego gościa. Wyglądał wprawdzie dziko, ale wcale taki nie był. Potem nagle zupełnie gdzieś zniknął. No i potem zadzwonił do mnie Gerry Granahan, kompozytor i szef A&R-manów z wytwórni płytowej... Resztę już znamy...
Wracając zaś do roku
1966, zapewne nadużyciem byłoby stwierdzenie, że "Wild Thing" trafiła do repertuaru Hendrixa dzięki Carol
Shiroky - choć może śpiewając tę piosenkę na festiwalu w Monterey za rok z
okładem o niej, sobie przypomniał, choć jak wynika z jej wspomnień,"
dzikuską" raczej nie była, to Jimi, zdarzało się, wpadał w złość i
zachowywał się jak - dziki... Potwierdzają
to, przytaczane wcześniej historie innych ludzi, zwłaszcza zaś jego partnerek.
W opowieściach Carol Shiroky dużo jest jednak sprzeczności i ewidentnych
konfabulacji, czasem wręcz można sądzić, iż jest ona kompletnie niewiarygodna. ...Opowiadała, iż Jimi rozstając si z nią,
tak walnął o podłogę gitarą, że rozbił ją na strzępy - zauważył wspominany
kilkakrotnie Agrypa - a ja, w wielu
wypowiedziach ludzi z Jimim związanych wyczytałem, że nigdy nie zdarzyło mu się
zniszczyć gitary, jeśli nie był to sceniczny performance. Można też wyciągnąć z
dużą pewnością taki wniosek z dotyczących gitar, wypowiedzi samego Hendrixa... W
tym jednak przypadku, skłonny jestem wierzyć w wersję Kim, raz z powodu kilku
opisanych wcześniej, nieracjonalnych zachowań Hendrixa, dwa - kiedy pozna Lindę
Keith, wtedy nie będzie miał instrumentu i to ona mu wówczas pomoże. I jeszcze
jedna uwaga na marginesie - jakąś gitarę Jimiemu w Village skradziono, o czym
trochę później. No i on sam często też swoje instrumenty zastawiał w
lombardzie, może ich nawet nigdy nie odbierając. Zatem co do białego Strata od
Kim, wątpliwości pozostają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz