niedziela, 15 listopada 2020

Różne opowieści o Jimim w Nowym Jorku

            Wspomniany już tutaj Bob Kulick był w tym czasie członkiem grupy "The Random" grającej w różnych klubach Village  Kiedy spotkałem Jimiego, był on w zespole “Jimmy James & The Blue Flames”. Na drugiej gitarze grał Randy California (później w "Spirit"). Basista i perkusista byli z lokalnej grupy "Ragamuffins". Hendrix był w Village z uwagi na istniejącą tam scenę i był powszechnie akceptowany. Bywał ciągle w jednym lub innym klubie, albo chodził z innymi zespołami lub podrywał dziewczyny. Jimi był już wytrawnym muzykiem, który nie z każdym uczestniczył w jamach. Obserwował inne zespoły, nawet robił notatki. Pamiętam, jak siedział pod sceną z kartką i długopisem. Nikt nie wie co się z nimi stało. Byliśmy onieśmieleni, zastanawiając się co robi, jeśli spytałeś go, czy mu się jakaś piosenka podoba, odpowiadał: 'Tak, podoba się, ale może powinniście ją zagrać ją później'. Jimi miał własne kawałki i był genialny. Wokół nie było nikogo, kto był grał tak jak on. Nikt nawet nie wiedział, jak on to robi. Grał tony bluesa, ale jego popisowym numerem było “Hey Joe”. Wykonywał też prymitywną wersję “Third Stone From The Sun”. Spytałem, kto wywarł na nim największy wpływ, odpowiedział, że Curtis Mayfield. Nie mogłem tego wtedy zrozumieć, ale po latach wiem skąd wziął swój pomysł na “Little Wing”...

            W tym swoim zespole "Jimmy James & Blue Flames" Hendrix gra oczywiście na pierwszej gitarze, a powoli namawiany przez Lindę Keith zaczyna też śpiewać. A ona stale mu powtarzała - Dobrze śpiewasz... Jednak to nie śpiew Jimiego, lecz jego gra na gitarze wzbudza największe zainteresowanie odbiorców, jak wspominał Danny Taylor - On zwykły pisk na gitarze przemieniał w dzieło sztuki... Równie zaskoczony grą Jimiego Stefan Grossman przyzna, że – Jimi grał we wszystkich możliwych pozycjach…  

            Na pierwszych występach w Cafe Wha? Jimi i Randy korzystają ze wspólnego wzmacniacza Sears Silvertone. Nieco później Jimi dorabia się wzmacniacza Fender Deluxe Reverb. Dopiero wtedy opanowuje do perfekcji brzmienie swojej gitary i jak wspominała Carol Shiroky - Zaczął grać tak, że ściany i podłoga drżały, a słuchaczom opadały szczęki... Trzeba dodać, że do tego lokalu przychodzą nie byle jacy słuchacze, bo jest on nie byle jaką atrakcją dla nowojorczyków i turystów. Obok Boba Dylana z Rickiem Danko przychodzą tu znani aktorzy: Sean Connery i James Coburn. Richie Havens, który grywa w pobliskiej Night Owl przyprowadza do Wha? swoich angielskich znajomych, muzyków występujących w tym mieście grup "The Kinks" i "The Yarbirds". Havens tak to wspominał - Oni wychodzili po koncertach roztrzęsieni i zszokowani. Rozumieliśmy wszyscy, że Jimi to już inna liga i że nigdy mu nie dorównamy... Gitarzysta Tim Dulaine występ Jimiego ogląda w lipcu – Pojawił się ubrany całkiem na biało, bez gitary i zespołu. Pożyczył ode mnie gitarę i zagrał „Hey Joe”, „Shotgun” oraz kilka innych utworów R&B. Podkręcił mój wzmacniacz - z brzmiącymi czysto głośnikami Altec Lansing - tak głośno, że bałem się, iż rozpadną się całkiem i będę musiał zadzwonić do babci w Teksasie, aby przysłała mi pieniądze na ich naprawę...

            Na innym występie jest Peter Sando z istniejącej od 1965 nowojorskiej grupy "Rahgoos" (potem będzie muzykiem grupy "Gandalf"), który opowiadał – Kiedy mój zespół “The Rahgoos” grał w Night Owl Café w Greenwich Village, wszyscy muzycy brzęczeli o tym facecie który grał na rogu w Café Wha?, w grupie o nazwie "Jimmy James & Blue Flames". Na podstawie opowieści, miałem uczucie, że już tego faceta widziałem w 1965 roku u Little Richarda. Próbowałem zmusić moich kolegów z zespołu, aby w przerwie poszli tam ze mną, aby go zobaczyć, ale nikt nie chciał zapłacić dwóch dolarów za wstęp, więc poszedłem sam. Wow! On grał tylko z dwoma sidemenami. W tym przemiłym klubie nie było zbyt wielu ludzi, ale on szedł na całość - grał zębami i spalił swoją gitarę podczas "Wild Thing"! Niesamowite!... Gdyby to była prawda, to by znaczyło, że Hendrix swoją gitarę podpalił wcześniej, niż pisali o tym jego biografowie, czyli 31 marca 1967 w Finsbury Park Astoria w Londynie. Mam jednak, co do tej wersji sporo zastrzeżeń.

            Siedemnastego czerwca 1966 roku jeden z występów Jimiego z „The Blue Flames” ogląda Lester Chambers, członek murzyńskiej, rodzinnej formacji soulowej „Chambers Brothers”. Tak to zapamiętał – Grał tak głośno, że już przy wejściu dźwięk niemal zabijał…  Hendrixa uważają wtedy za najbardziej szalonego gitarzystę z MacDougal Street. …Nie była to jeszcze psychodelia, lecz szarpał struny w sposób odległy od bluesa – wspominał Lester Chambers – Tak jak Jimiego, nas też nie akceptowano w Harlemie, uważając, że gramy białą muzykę. A my przecież byliśmy z Mississippi i rozpoczęliśmy od śpiewania gospel, w 1965 roku wystąpiliśmy na festiwalu w Newport, obok Boba Dylana. Dla nas też się wszystko zmieniało... Lester Chambers nawiązywał tu oczywiście do wspomnianej już wcześniej piosenki Dylana "The Times They Are A Changin'".

            Nie wszyscy jednak muzycy chwalą grę Hendrixa. Junior Wells harmonijkarz Muddy'ego Watersa zaprasza go któregoś dnia na scenę, ale bardzo szybko go z niej wyrzuca klnąc i oskarżając, że porywa mu zespół. Ale najczęściej opinie o nowej gwieździe gitary są przychylne, niektórzy nawet starają się pomóc mu w osiągnięciu kontraktu. Richie Havens przedstawia Jimiego Giorgio Gomelsky'emu, producentowi Briana Augera, zespołów "The Yardbirds" i "The Kinks". Gomelsky przybył wtedy z Anglii do Ameryki wraz z Jimmym Pagem, swoim studyjnym gitarzystą, który niebawem założy grupę "Led Zeppelin". ...Wprawdzie nic nie wiadomo, czy obaj giganci gitary się spotkali - napisał Steven Roby - ale o nowym, nieobrobionym jeszcze talencie zaczynają szeptać producenci i menedżerowie...92 Dlaczego Gomelsky, mocno zorientowany nie podpisuje wówczas jakiejś umowy z Jimmym Jamesem, czyli Jimim Hendrixem, historia milczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz