piątek, 27 listopada 2020

Chas zostaje menedżerem Jimiego.

        Powróćmy jednak do tamtego historycznego spotkanie Chandlera z Hendrixem. ...Jak porozmawialiśmy - dodawał Chas Chandler - on znowu poszedł grać. Oczywiście nie grał jeszcze tak, jak później z "The Experience", lecz już wtedy było to, co się potem odkryło. Grał bluesa, ale nie śpiewał. Był niezadowolony ze swego głosu, w ogóle nie chciał śpiewać. Jego jedyną troską były wzmacniacze... Mike Bloomfield potwierdzał - Jimi powiedział Chasowi, że boi się śpiewać. A Chas odparł : ‘Olej to. Twój głos jest OK. i wystarczająco dużo robisz z gitarą, żeby nie martwić się swoim głosem’...  

            Hendrixa słowa Chasa zaskakują ogromnie. Dotąd nikt tak do niego i o nim nie mówił, choć słodkie i miłe słowa padały już z ust niejednego faceta, którego dotąd spotkał, od menedżerów poczynając, a na liderach zespołów, w których grał, kończąc. Jak wówczas wielu Amerykanów, nigdy nie był poza ojczystym krajem (z wyjątkiem Vancouver w Kanadzie, gdyż Hawaje, na których odbywały się ćwiczenia 101 Dywizji, są częścią USA), oczywiście nie miał zupełnie pojęcia gdzie ta Anglia jest. Jego tylko interesowała muzyka i trochę tę angielską muzykę już znał. Po części dzięki Lindy Keith, która puszczała mu swoje ulubione angielskie płyty, po części zaś z radia i sklepów, w których sam zaopatrywał się w nagrania. Znał oczywiście także dorobek Chandlera i "Animalsów". Ale nie miał zupełnie pojęcia, jak Chandler chce zrealizować to, o czym mu mówił.  

                Co zaś do kontraktu, jak wspominał Chas Chandler - Jeszcze zanim go usłyszałem, byłem przekonany, żeby coś z nim zrobić. Trochę bowiem rozmawialiśmy zanim zaczął grać w klubie, pamiętam, że pomyślałem wtedy: 'Ten dziki chłopak może być popularniejszy od Jaggera!' A potem usłyszałem jak zagrał "Wild Thing" i "Like A Rolling Stone", a kiedy zagrał "Hey Joe", byłem już pewien swojej decyzji. Gdy przekonałem Jimiego, że wzmacniacze można kupić w Anglii, wyglądał na przekonanego, żeby wyjechać ze mną. Usiadłem razem z Jimim i rozmawialiśmy. On miał około dwudziestu trzech lat, to było w 1966 roku - ja dwadzieścia osiem...

            Jimi później tłumaczył - (Chas) sprawił na mnie wrażenie uczciwego gościa, a poza tym jeszcze nigdy nie byłem w Anglii. Odparłem: ‘Mogę się wybrać’, bo tak właśnie wygląda moje życie. W Stanach nic mnie nie trzymało, zresztą dla mnie nie ma znaczenia, w jakiej części świata się znajduję, dopóki żyję i robię swoje. Poza tym pomyślałem sobie, że w Anglii będę mógł grać głośniej i naprawdę ruszyć z miejsca. W porównaniu z Anglią, w Stanach człowiek odbija się od mnóstwa przeszkód, na przykład związanych ze sposobem myślenia. Amerykańska scena strasznie mnie dołowała. Ten kraj nie był taki otwarty jak Anglia...

            Podobno już w trakcie tej pierwszej rozmowy Chas pyta, czy Jimi ma jakiś kontrakt, cokolwiek, choć Sharon Lawrence podaje, że do konkretów dojdzie dopiero we wrześniu, kiedy na spotkanie z Jimim Chas przyprowadzi menedżera Michaela Jeffery'ego. ...Byłem zaskoczony słysząc, że nikt nigdy nie podpisał z nim kontraktu - opowiadał Chandler - oprócz kilku małych wytwórni, gdzie w rzeczywistości umowa dotyczyła pracy w charakterze muzyka sesyjnego. Pamiętam, jak opowiadał, że te umowy były jedynie gwarancją jego pracy w studiu i udziale w sesji, a nie kontraktami płytowymi. Od razu usiadłem z nim i sporządziłem listę osób, z którymi miał podpisane umowy. No i chodziłem odkupując je, w tym jego umowę z Sue Records. Niestety, jedyna, o której nie wspomniał dotyczyła Eda Chalpina i PPX. Jimi myślał, że to po prostu jeszcze jedna dotycząca pracy session-mana...

            Chas wykupi te kilka umów, o których Jimi pamiętał, za pięćdziesiąt dolarów. Wtedy Hendrix, albo zapomniał, albo nie zrozumiał tego, co podpisał w październiku 1965 roku z firmą PPX, o czym niestety przypomni mu niebawem Ed Chalpin, przypominając - Hendrix zapominał o Juggym Murray'u i Sue Records... Zapomniał, albo raczej nie wiedział, że Chalpin wykupił część materiałów od Murray'a, a także od Jerry'ego Simona i RSVP Records. Co do umowy Jimiego z Chandlerem, wyjaśniał ten drugi – Nie mogłem nic zrobić, ponieważ to było w środku trasy, więc po prostu zadzwoniłem do znajomego adwokata w Nowym Jorku  i poprosiłem, aby przygotował stosowne papiery. A potem pojechałem z zespołem w dalszą część tournee. Spytałem go również, czy ma coś na koncie. Jimi wydawał się trochę zmieszany, zauważyłem to, powiedziałem więc: ‘W porządku, wszyscy ładujemy się w kłopoty. Za co cię przyskrzynili?’. Opowiedział mi o kradzieży auta, jakiej dopuścił się w Seattle i że poszedł do wojska żeby uniknąć kary. A potem roześmiał się i dodał: ‘Ja zastanawiałem się, czy pytasz o konto płytowe, moje nagrania’. Zaskoczony spytałem: ‘A masz takie?’ Jimi pokręcił głowa i dodał, że grał podkłady, kapeli Little Richarda, na jamach, jednym słowem nic poważnego’. ‘Jesteś pewien?’ spytałem lekko zaniepokojony ‘To bardzo ważne. Coś podpisałeś?’ ‘No’ zaczął Jimi ‘Mogło być parę papierów i paru facetów’…

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz