Rozdział 5 - "Woburn
Festival"
(6-13 lipca 1968)
...Dawno nie graliśmy i to tylko był
dżem... (Jimi Hendrix)
W kwietniu 1968 roku w artykule
Chrisa Welcha w Melody Maker na pytanie, czy rockowi potentaci, jak "The
Who", "Cream", "Traffic" lub "JHE" muszą tak
wiele koncertów dawać za Atlatnykiem, Mitch Mitchell odparł - W Ameryce są wielkie pieniądze... Welch
dodał też, że projektowana wrześniowa trasa w Niemczech została odłożona z
powodu 'ogromnej oferty, aby pojawić się
w Dallas 31 lipca'... Tym niemniej, po występie Hendrixa w czerwcu 1968
roku w telewizyjnym programie Dusty Springfield "It Must Be Dusty!"
(Rd.4), menedżer "JHE"
postanowił przyjąć ofertę organizatorów festiwalu w Woburn, położonej 45 mil na północny zachód od
Londynu posiadłości księcia i księżnej Bedford. W tym miejscu miał się odbyć
drugi festiwal muzyczny, nawiązujący do "Festival of Flower Children"
w Woburn Abbey z sierpnia 1967 roku i to mimo, że doświadczenia zdobyte podczas
jego organizacji nie były zbyt udane. Wówczas bowiem pojawiło się więcej
fotografów prasowych niż uczestników imprezy, którzy tańczyli niezgrabnie na trawniku
historycznego, zbudowanego w XII wieku, opactwa cystersów ze wspaniałym terenem
naturalnych ogrodów, które zaprojektował w 1805 roku Humphry Repton. Reporter New
Musical Express szydził potem - Ponad
12 tysięcy hipisów i modsów było świadkami tego smutnego wydarzenia i wróciło
do domów bez zaznania miłości (rozkład płci: pięciu chłopaków na jedną
dziewczynę), bez dobrego humoru (200 policjantów przeczesywało teren festiwalu
w poszukiwaniu "towaru") i bez wielkich emocji związanych z występem
15 hałaśliwych psychodelicznych grup'... Wówczas głównym wydarzeniem
imprezy był pożar namiotu koncertowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz