piątek, 17 lutego 2023

            Ówczesna trasa z Curtisem Mayfieldem miała jednak nie tylko blaski, ale również cienie - a dokładniej jeden, jedyny cień - zarobki. Robert Fisher wspominał -  Larry Lee, jako wybrany przez muzyków starszy grupy, przyszedł do mnie z żądaniem podwyżki, twierdząc, że to zależy tylko ode mnie. Odpowiedziałem mu, żeby przypomniał sobie, ilu jest w Nashville bezrobotnych gitarzystów... Po tej rozmowie Fisher postanawia wyrzucić Larry'ego i wtedy wstawia się za nim Jimi, mówiąc, że jest on najważniejszym muzykiem grupy "The Bonnevilles", a poza tym uczy się w koledżu, dodaje - te pieniądze są mu potrzebne na opłacenie czesnego... Robert Fisher dodawał - Napomknął mi, że sam myśli o tym, żeby opuścić grupę. Byłem zaskoczony, Jimi był w zespole bardzo istotnym muzykiem. Miałem związane z nim swoje plany, powiedziałem mu więc, żeby został głównym wokalistą, ale on miał zupełnie inną wizję. Dodał, że ma kilka własnych utworów i chciałby je nagrać...

            Fisher oblicza, że to nagranie może przynieść mu pieniądze, no i w ten sposób zapewne przytrzyma Hendrixa, więc zabiera go ze sobą do małego studia Fidelity Recording na Broadway Street w śródmieściu Nashville, w pobliżu sławnej sali Ryman Auditorium, skąd transmitowano wspominany już program Grand Ole Opry. Wtedy „The Bonnevilles”, w składzie: Robert Fisher (key), Jimi Hendrix (g), Larry Lee (g), Isaac MacKay (dr), Harrison Callaway (tp), Aaron "Heinz Ketschup" Varnell (sax) oraz nieznany basista, nagrywają cztery utwory demo, w tym: "Snuff Dripper" i "Ouch". Nagrania tak dobrze brzmią, że Fisher zabiera taśmę do "Hossa" Allena, ale on, choć chwali zespół "The Bonnevilles", nie jest zainteresowany produkcją płyty. Jimi ma więc wolną rękę i odchodzi. Billy Cox w Guitar Player we wrześniu 1987 roku przyznał -  Kiedy trasa dobiegała końca, Jimi trafił z powrotem w Nashville, ale coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że musi wyostrzyć swoją grę, aby jeszcze bardziej wyróżnić się z tłumu... Cały więc czas pracował, rozwijał się technicznie i pracował nad własnym brzmieniem, coraz bardziej też odróżniał się od swoich, mieszkających w Nashville kolegów muzyków, dojrzewając do decyzji pójścia swoją drogą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz