27 listopada 1963 roku Jimi obchodzi 21 urodziny. Pięć dni wcześniej zastrzelono prezydenta Johna F. Kennedy'ego. ...Ot tak po prostu odszedł wielki człowiek, zawsze go podziwiałem, był dla mnie wyjątkowy - opowiadał Hendrix - Płakałem po jego śmierci, a trochę też dlatego, że byłem bankrutem. Na nic nie liczyłem. Kennedy urodził się dla wielkich spraw, ja niczego nie dokonałem. Musiałem więc coś z tym zrobić...
Na
przełomie listopada i grudnia tamtego roku, do Nashville przybywa Carl Fisher,
promotor współpracujący z Henry’m Wynnem i jego agencją Supersonic Attractions. Jimi
znowu wrócił do Nashville i razem z Larrym Lee gra tym razem w klubie Baron,
przy Jefferson Street. Nowy promotor uważnie przygląda się jego występowi i
komplementuje jego grę, dodając, że w Nowym Jorku na pewno mógłby karierę i
zarobić wielkie pieniądze. Wspominał Larry Lee - Był gejem, to było od razu widać. Powiedział Jimiemu, że widział jak
gra i może mu zapewnić karierę w Nowym Jorki, tam zdobędzie mnóstwo forsy... Tym
samym Carl Fisher uderza w czuły punkt Hendrixa, który marzy o tym, aby zarabiać
na życie grą na gitarze. Niestety, jako początkujący muzyk cały czas ma
niewielkie szanse na realizację swoich planów i mimo, że bardzo szybko się
rozwija, granie tu w Nashville nie rokuje zbyt wiele. Uzasadnił to Billy Cox – Jimi musiał wykonać jakiś ruch, by zostać gwiazdą. Myślę, że podpowiadała mu to intuicja. Wiedział, że ktoś go odkryje i czuł, że
jego najlepszą szansą jest wyjazd do Nowego Jorku...
Larry Lee dodawał - Jimiemu było
wszystko jedno, chciał się stąd wyrwać, więc ten facet bez trudu namówił go na
wyjazd w swoje strony. Przekonywał, że Nowy Jork jest dużym miastem i można tam
znaleźć wiele okazji. Wiedziałem, że wcale nie jest tam tak łatwo, niestety
Jimi był łatwowierny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz