niedziela, 12 maja 2024

 Od dzisiaj publikuję fragmenty trzeciego tomu "Szamana Rocka" czyli jedynej polskiej biografii Jimiego Hendrixa poszerzonej o czasy, w których żył i działał. To tylko fragmenty rozdziałów (ich początki), bez zdjęć - jeśli kogoś zainteresują - to można jeszcze nabyć tomy pierwszy, drugi i trzeci, a niebawem także czwarty - ostatni.

Najpierw część I – Nowy Jork

 

 

 

Rozdział 1 - "British Are Coming" ; "Soft Machine"

(30-31 stycznia)

            ...Przez lata (Jimi Hendrix) kręcił się po Nowym Jorku i myślę, że triumfalny powrót był dla niego niewątpliwie bardzo podniecający... (Joe Boyd)       

            Po 16 miesiącach pobytu w Europie, od września 1966 do stycznia 1968 roku, nazwisko Jimiego Hendrixa było już znane, i to nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale także na kontynencie - we Francji, Niemczech Zachodnich, Skandynawii, a także w krajach Beneluksu, ponieważ tam intensywnie koncertował i wydawano jego płyty: single z przebojami oraz dwa longplay'e: "Are You Experienced" i "Axis: Bold As Love" (Tom 2). Sukces jaki odniósł on i jego zespół "The Experience", z pewnością był artystyczny, o jego występach pisano i mówiono, oglądało go coraz większe tłumy fanów, a płyty notowano na wysokich miejscach sporządzanych w tych krajach list sprzedaży. Zatem Jimi mógł być już zadowolony. Krótko po publikacji drugiego albumu, w tygodniku Melody Maker przyznał, że jest bardzo zmęczony presją, jaką wywierają na niego media i, że potrzebny jest mu odpoczynek - Chciałbym zrobić sobie 6-miesięczną przerwę i pójść do szkoły muzycznej, nauczyć się czytać nuty, być wzorowym uczniem, uczyć się i rozwijać. Jestem zmęczony próbami zapisywania pomysłów, gdy dochodzę do wniosku, że tego nie potrafię... Wyglądało jednak na to, że po jednodniowym wypadzie do Paryża 29 stycznia 1968 roku, swoje plany odnośnie odpoczynku Hendrix oraz jego towarzysze z zespołu: Noel Redding i Mitch Mitchell muszą odłożyć. Ich menedżer Mike Jeffery był przekonany, że jeśli zespół zrobi sobie przerwę, straci impet. Poza tym uważał, że wielkie pieniądze można było zdobyć tylko w Ameryce, zaś w Europie, mimo sporej popularności maksymalne stawki za koncert nie przekraczały pięciuset funtów. Podbicie Ameryki mogło się opłacić i to podwójnie - finansowo oraz artystycznie, wielkimi nakładami płyt i występami w wielkich salach. Simon Napier-Bell w książce "Black Vinyl, White Powder" zanotował - Dla brytyjskich firm płytowych amerykański rynek oznaczał wielkie pieniądze. Artystom zaś oferował więcej seksu no i narkotyków. Większość grup uważała, że trasy koncertowe w Stanach Zjednoczonych są główną przyczyną prowadzenia działalności muzycznej. To także dotyczyło większości ich menedżerów... Wkrótce potwierdzi to Jimi w jednym z wywiadów - Zarabiamy tam dwadzieścia razy więcej pieniędzy. I nie ma w tym nic złego. Jak wszyscy musimy jeść. Ameryka też jest ogromna; kiedy regularnie występujesz w Wielkiej Brytanii, co i rusz wracasz do tych samych miejsc. W Ameryce to się nie zdarza. Przyjeżdżasz do miasta na występ. Wokół kręcą się śliczne dziewczyny, zakochujesz się w nich, bo na prawdziwą miłość nie ma czasu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz