Rozdział 5: Saville Theatre po raz ostatni, Arthur Brown
(8 października)
...Atmosfera wokół Jimiego w Londynie? Ludzie byli oszołomieni. Z pewnością wszyscy gitarzyści się go bali. Ekstremalne dźwięki - jego użycie kaczki i emocje, z jakimi grał - były zupełnie nowe. Wszystko pasowało. Wielcy byli zachwyceni, a małoduszni mu zazdrościli... (Arthur Brown)
Jesienią,
podtrzymując dobrą passę 1967 roku, menedżerowie "JHE" zajęli się
przygotowaniem dalszych koncertów. Wraz z "The Move", "Pink
Floyd", "The Nice" oraz grupą również ze swojej
"stajni" "Eire Apparent", trio Hendrixa miało ruszyć w
jesienną trasę, nazwaną "Wszech Chemiczne Zaślubiny" lub "Ostatnią
W Takim Stylu". Po krótkim wypadzie do Francji, przed jej
rozpoczęciem miały to być także dwa następne koncerty w teatrze Saville,
pierwsze po śmierci Epsteina i w tym miejscu ostatnie. Oba w niedzielę 8
października o 18:00 i 20:30. Zapowiadał je Len Marshall, a przed występem
gwiazdy, czyli sławnego już w Londynie Jimiego Hendrixa z dwoma kolegami Noelem
Reddingiem i Mitchem Mitchellem, publiczność rozgrzewały "Eire
Apparent", "The Herd" oraz "Crazy World Of Arthur
Brown". Grupę "Eire Apparent" zauważono jedynie dlatego, że jej
basista wokalnie naśladował angielskiego komika Roy’a Hudda, który prześmiesznie
imitował Micka Jaggera, zaś, jak napisał reporter New Musical Express - Masakra "Morning Dew" – to
grzech, którego nie można wybaczyć... Jeff Griffin - "Eire Apparent", o ile pamiętam, grał przed zasłoniętymi
kotarami. Kiedy zapowiedziano Arthura Browna, kurtyna się rozsunęła, Arthur
Brown stał na szczycie zamku Elsinore z pierścieniem ognia na głowie. Pierwszy
raz widziałem go, jak wykonał piosenkę "Fire" i to było fantastyczne. Myślałem, że też
tak będzie, gdy pojawi się Jimi… Jeff Griffin, że przez resztę tygodnia na scenie teatru wystawiano „Hamleta”. Na scenie
pozostał więc główny element scenografii, zamek Elsinore. Derek Boltwood w Record
Mirror - Arthur Brown to
wspaniały głos, świetny showman. Kilka świetnych pomysłów. Bardzo przestraszony
i bardzo zabawny... Jeremy Pascal - Arthur
Brown zrobił na mnie wrażenie płonącego świątecznego puddingu. Czasami byłem
przekonany, że to Lord Sutch na tripie, w innej chwili, że to szalony Pinokio!
Skacze i przykuca, skrada się, grozi i rzuca kiepskimi wierszami. Ma
niesamowity głos, ale zasługuje na lepszy materiał. Brown jest dobrym artystą
estradowym lecz jego muzyka wydaje się mało wartościowa. Jego "Devil's Trip" wypadł lepiej na scenie niż na płycie, "I Put A Spell On You" był zabawny, a „Give Them A Flower” wesoły. Grupa "The Herd" pewnego
dnia będzie naprawdę dobra. Miło było posłuchać utworu "Que Sera", za to
przebój „From The Underworld”, choć muzycy się starali, pokazał,
jak bardzo jego sukces zależał od produkcji w studiu. Mimo to uważam, że grupa
jest utalentowana, zintegrowana, dobrze wygląda. Jednak ciągle rozczarowuje.
Stara się odważnie grać, aby publiczność sympatycznie ją odbierała. Sześć na
dziesięć za spory wysiłek…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz