wtorek, 3 stycznia 2023

            McKinley Morganfield, czyli Muddy Waters był postawnym, dobrze umięśnionym chłopakiem i miał mocny, przenikliwy głos. Grał najpierw na ustnej francuskiej harmonijce, a dopiero niedawno za dwa i pół dolara kupił sobie gitarę. Szybko nauczył się na niej grać i zaczął występować, za każdym razem zarabiając tyle samo, co za nią zapłacił. Stać go więc było na lepszy instrument, w sieci Sears  za gitarę Roebuck zapłacił już 11 dolarów. Szybko odkrył, że grając i śpiewając na ulicach Clarksville zarobi ogromne pieniądze, 30 lub nawet 40 dolarów. Obserwując mieszkającego w pobliżu Sona House'a, naśladowcy Johnsona, Muddy nauczył się gry na gitarze techniką "slide", czyli ślizgową. Odkrył też, że muzykom bluesowym z Teksasu, Alabamy, czy Georgii dużo brakuje do tych, których już poznał, z Delty Mississippi i z Luizjany. Lomax nagrał wtedy wykonującego pieśni bluesa wiejskiego Watersa i namówił go do wyjazdu na północ, do Chicago. Muddy zaczął tam jako akompaniator w małej grupie grającej w klubie Flame. Towarzyszył Sunnyland Slimowi, Eddiemu Boydowi, zagrał też z Memphisem Slimem, który jak wtedy wspominał - Był wielkim człowiekiem... Sunnyland Slim zauroczony Watersem, namówił Leonarda Chessa, aby zaprosił go do studia. Pierwsze tematy, które Muddy nagrał, wyszły spod jego ręki: “Feel Like Goin’ Home”, “Can’t Be Satisfied”, “Little Annie Mae” oraz “Gypsy Woman”. Bazując na Johnsonie i Son Housie Muddy stworzył swój własny styl, jak wspominał - Oparty rytmicznie na bębnie taktowym. To nic nadzwyczajnego, moje brzmienie to po prostu ciężkie uderzenie razem z bębnem. Pamiętam Charliego Pattona - był prawdziwym klaunem, klepał swoją gitarę, uderzał ją, wirował nią nad głową. Dorównać mógł mu jedynie Robert (Johnson), no może jeszcze Son House, kiedy był młodszy. Niektóre z moich piosenek mają tylko trzynaście taktów, ale ja nigdy ich nie liczę, zawsze gram tak jak czuję. My zawsze pracujemy nad beatem, to on najbardziej porusza ludzi. Nawet jeśli to jest smutna piosenka, musi mieć wyraźny beat. Ale beat to też dźwięk - głębokie brzmienie z mocnym rytmem. Uderzenia perkusji plus pełne melodii granie gitary i harmonijki, a także z tyłu pianina, daje wielki dźwięk. Myślę, że najlepsze bluesy wywodzą się z kościoła. Zawsze myślałem o sobie jak o pastorze, bo blues jest jak modlitwa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz