poniedziałek, 23 stycznia 2023

            Hendrix nie dotrwał jednak do końca zaplanowanej na marzec i kwiecień serii koncertów, gdyż jak wspominał Billy Davis - Nie grał tej muzyki właściwie... Zatem zwolniony zostaje w kwietniu i bez grosza sto sześćdziesiąt mil od Nashville. Prosi o pomoc, nie po raz ostatni, Billy'ego Coxa, a potem wraz z nim wraca do Nashville z gitarą, którą zapakuje w worek po ziemniakach. Jimi sam zresztą wyciągnął wniosek z tej nauki - Trzeba grać naprawdę dobrze, bo dla tych ludzi nie można zagrać na pół gwizdka. Od razu się poznają. Słuchają takiej muzyki na okrągło. Graliśmy w barach, na byle jakim podwyższeniu, było duszno i parno, a publika chciała jeszcze. Gitarzyści potrafili skakać po swoich gitarach, a niektórzy grali, trzymając ją za głową, szarpali struny zębami, albo walili w nie łokciem. Czasami, tak dla zabawy, wymieniali się instrumentami...

            Wraca więc do Nashville do klubu Del Morocco, gdzie on i Billy Cox traktowani są raczej dobrze. Choć nie zarabiają wielkich pieniędzy, mają jednak stałą pracę, a chociaż często ją porzuca, jak na razie, ma dokąd wracać. Gitarzysta James "Nick" Nixon z uwagą obserwował go w tamtym czasie - Muzyka Jimiego było prawie jak blues z Delty z małymi wtrętami z twista. Grał tak trochę przed siebie. Wtedy go nie rozumiałem. Nie ja jeden, wiele osób nie rozumiało. Jimi myślał, że go nie doceniano. Ale to nie było w porządku. Bo my po prostu nie wiedzieliśmy, jak do tego podejść... ...Dziś - zanotowała w 2005 roku Sharon Lawrence - Nixon jest liderem zespołu "The New Imperials"... Zresztą jej przyznał - Nie słucham wiele muzyki Jimiego. A w tamtym czasie nie przyszło mi do głowy, że mógłby zostać sławny. Generalnie to ja wtedy biegałem za nim. Wszyscy byliśmy bardzo młodzi - Jimi, Billy Cox i ja - nam zależało po prostu na dobrej zabawie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz