Dzisiaj o mieście urodzenia Jimiego Hendrixa, czyli o
Seattle. Zapraszam do lektury.
Jak Kansas City w
latach trzydziestych, Seattle także było miastem otwartym dla czarnych i to od
początku XX wieku. Zatem zaczęli przyjeżdżać do
stanu Waszyngton i w 1910 było
ich w Seattle już ponad ośmiuset,
chociaż w okresie ekonomicznego kryzysu lat trzydziestych, największe grupy
etniczne stanowili jeszcze Żydzi i Włosi, a po nich dopiero Murzyni, Japończycy
i Chińczycy, to w latach drugiej wojny światowej populacja czarnej społeczności
szybko wzrastała. Miejscowe zakłady zbrojeniowe potrzebowały niewykwalifikowanych
robotników, no i wkrótce liczba czarnych mieszkańców przewyższyła grupę
azjatyckich imigrantów, zwłaszcza z Chin. W roku 1944 w największych w Seattle zakładach
Boeinga pracowało już tysiąc sześciuset czarnych robotników, którzy osiedlali
się głównie w Central District,
centrum muzyki i nocnego życia. Keith Shadwick przytoczył wypowiedź
saksofonisty Marshalla Royala - To była
odmienna grupa ludzi. Byli mili i serdeczni. Nie mówię tylko o czarnych, ale o
Chińczykach, którzy mieli firmy taksówkowe i temu podobne rzeczy. Byli wtedy
naszymi kumplami... Działo się tak, mimo, że w niektórych miejscach na
Jackson Street, jak w The Trianon Ballroom, segregacja rasowa nadal obowiązywała, dotycząc
nie tylko tancerzy, ale też muzyków. A jednak, jak zanotowała historyk Esther
Mumford - Mimo licznych przeszkód w
realizacji zamierzeń, zarówno w stanie Waszyngton, jak i samym Seattle
oferowano czarnym znacznie więcej, niż w miejscach, które opuścili...
Miasto, mimo swego oddalenia od muzycznych centrów USA,
zwłaszcza Nowego Jorku, było regularnym przystankiem na trasach koncertowych
zespołów udających się na południe, do Kalifornii, do Los Angeles i San
Francisco. W samym Seattle działało wielu muzyków, którzy nigdy tego miasta nie
opuścili, bądź rozpoczynali tam krajową karierę. Mildred Bailey, ze Spokane, w
pobliżu granicy ze stanem Idaho, zanim została wokalistką popularnego w całych Stanach zespołu Paula Whitemana,
wiele lat spędziła w Seattle zdobywając właśnie tu doświadczenie. Podobnie jak
saksofonista orkiestry Duke'a Ellingtona, Floyd Turner Junior, czy inny
saksofonista - Dick Wilson, grający w zespole Andy'ego Kirka "Twelve
Clouds of Joy", nazwany przez Dizzy'ego Gillespie, jako - połączenie Lestera Younga i Herschela
Evansa... Do Seattle napływali również muzycy z innych rejonów
Ameryki, znajdując tu lepsze warunki ekonomiczne i socjalne. Należeli do nich:
Quincy Jones, który mając dziesięć lat trafił tu z Chicago oraz pianista Jimmy
Rowles (James George Hunter ze Spokane niedaleko Seattle), akompaniator m.in.
Billie Holiday. Inną drogę przebył Ray Charles z Tampa na Florydzie. Do Seattle
przyjechał wprawdzie jako dorosły, ale był pianistą jeszcze nie ukształtowanym,
naśladował wtedy swojego idola Nata King Cole'a.
Trębacz Leon Vaughn pamiętał, że w 1948 roku, w okolicy ulicy Jackson
otwarte były aż 34 kluby, w których grały małe grupy złożone zarówno z białych,
jak i czarnych instrumentalistów. Muzyka jaka tam rozbrzmiewała była podobna,
był to przede wszystkim popularny wśród tancerzy R&B (Rhythm'n'Blues),
jump-bluesa, czy shuffle. Jak stwierdził Paul De Barros - Było tu zupełnie inaczej, niż w innych miastach Zachodu, takich jak Los
Angeles, gdzie w opozycji do czarnych hard-boperów, biali grali
"cool" (West Coast). W Seattle muzyka białych i czarnych łączyła się
w muzykę środka, dla odbiorców łatwiejszą i przyjemniejszą... Wielki wpływ
miały na to występy popularnych orkiestr swingowych - Lionela Hamptona, czy
Duke'a Ellingtona oraz od 1946 organizowane przez Normana Granza koncerty z
cyklu Jazz At Philharmonic. Muzyka w Seattle rozbrzmiewała zarówno w
dzielnicy włoskiej, jak i w dystrykcie centralnym, w okolicy Jackson Street, a
jej fanami byli także Al Hendrix i Lucille Jeter.
To był fragment z tomu pierwszego
opowieści o Jimim Hendrixie - "Szaman Rocka",
obejmującego niespełna 24 lata jego życia. Książka ta w nakładzie tylko 150
egzemplarzy już się rozeszła. Jest jeszcze kilka egzemplarzy tomu drugiego,
którego premiera była na tegorocznym "Jimiway Blues Festival" w
Ostrowie Wielkopolskim, festiwalu uhonorowanym najważniejszą nagrodą w świecie
bluesa - "Keeping The Blues Alive". Tom drugi obejmuje okres
najważniejszy - od września 1966 do końca stycznia 1968 - zdobywania przez
Hendrixa publiczności, najpierw w Wielkiej Brytanii, później w Europie
(Francja, Niemcy Zachodnie, Benelux i Skandynawia) wreszcie w Ameryce (festiwal
w Monterey, trasa z zespołem "The Monkees"). W przygotowaniu jest tom
trzeci - od powrotu Jimiego do Ameryki (30 stycznia 1968) do jego śmierci w
Londynie (18 września 1970). Tom drugi jeszcze można zamówić - tylko w
internecie - pod adresami: pajak.book@gmail.com oraz gzpajak@op.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz