wtorek, 17 grudnia 2019

Seattle


Dzisiaj o mieście urodzenia Jimiego Hendrixa, czyli o Seattle. Zapraszam do lektury.
Jak Kansas City w latach trzydziestych, Seattle także było miastem otwartym dla czarnych i to od początku XX wieku. Zatem zaczęli przyjeżdżać do stanu Waszyngton i w 1910 było ich w Seattle już ponad ośmiuset, chociaż w okresie ekonomicznego kryzysu lat trzydziestych, największe grupy etniczne stanowili jeszcze Żydzi i Włosi, a po nich dopiero Murzyni, Japończycy i Chińczycy, to w latach drugiej wojny światowej populacja czarnej społeczności szybko wzrastała. Miejscowe zakłady zbrojeniowe potrzebowały niewykwalifikowanych robotników, no i wkrótce liczba czarnych mieszkańców przewyższyła grupę azjatyckich imigrantów, zwłaszcza z Chin. W roku 1944 w największych w Seattle zakładach Boeinga pracowało już tysiąc sześciuset czarnych robotników, którzy osiedlali się głównie w Central District, centrum muzyki i nocnego życia. Keith Shadwick przytoczył wypowiedź saksofonisty Marshalla Royala - To była odmienna grupa ludzi. Byli mili i serdeczni. Nie mówię tylko o czarnych, ale o Chińczykach, którzy mieli firmy taksówkowe i temu podobne rzeczy. Byli wtedy naszymi kumplami... Działo się tak, mimo, że w niektórych miejscach na Jackson Street, jak w The Trianon Ballroom, segregacja rasowa nadal obowiązywała, dotycząc nie tylko tancerzy, ale też muzyków. A jednak, jak zanotowała historyk Esther Mumford - Mimo licznych przeszkód w realizacji zamierzeń, zarówno w stanie Waszyngton, jak i samym Seattle oferowano czarnym znacznie więcej, niż w miejscach, które opuścili...
Miasto, mimo swego oddalenia od muzycznych centrów USA, zwłaszcza Nowego Jorku, było regularnym przystankiem na trasach koncertowych zespołów udających się na południe, do Kalifornii, do Los Angeles i San Francisco. W samym Seattle działało wielu muzyków, którzy nigdy tego miasta nie opuścili, bądź rozpoczynali tam krajową karierę. Mildred Bailey, ze Spokane, w pobliżu granicy ze stanem Idaho, zanim została wokalistką popularnego  w całych Stanach zespołu Paula Whitemana, wiele lat spędziła w Seattle zdobywając właśnie tu doświadczenie. Podobnie jak saksofonista orkiestry Duke'a Ellingtona, Floyd Turner Junior, czy inny saksofonista - Dick Wilson, grający w zespole Andy'ego Kirka "Twelve Clouds of Joy", nazwany przez Dizzy'ego Gillespie, jako - połączenie Lestera Younga i Herschela Evansa... Do Seattle napływali również muzycy z innych rejonów Ameryki, znajdując tu lepsze warunki ekonomiczne i socjalne. Należeli do nich: Quincy Jones, który mając dziesięć lat trafił tu z Chicago oraz pianista Jimmy Rowles (James George Hunter ze Spokane niedaleko Seattle), akompaniator m.in. Billie Holiday. Inną drogę przebył Ray Charles z Tampa na Florydzie. Do Seattle przyjechał wprawdzie jako dorosły, ale był pianistą jeszcze nie ukształtowanym, naśladował wtedy swojego idola Nata King Cole'a.
Trębacz Leon Vaughn pamiętał, że w 1948 roku, w okolicy ulicy Jackson otwarte były aż 34 kluby, w których grały małe grupy złożone zarówno z białych, jak i czarnych instrumentalistów. Muzyka jaka tam rozbrzmiewała była podobna, był to przede wszystkim popularny wśród tancerzy R&B (Rhythm'n'Blues), jump-bluesa, czy shuffle. Jak stwierdził Paul De Barros - Było tu zupełnie inaczej, niż w innych miastach Zachodu, takich jak Los Angeles, gdzie w opozycji do czarnych hard-boperów, biali grali "cool" (West Coast). W Seattle muzyka białych i czarnych łączyła się w muzykę środka, dla odbiorców łatwiejszą i przyjemniejszą... Wielki wpływ miały na to występy popularnych orkiestr swingowych - Lionela Hamptona, czy Duke'a Ellingtona oraz od 1946 organizowane przez Normana Granza koncerty z cyklu Jazz At Philharmonic. Muzyka w Seattle rozbrzmiewała zarówno w dzielnicy włoskiej, jak i w dystrykcie centralnym, w okolicy Jackson Street, a jej fanami byli także Al Hendrix i Lucille Jeter.
To był fragment z tomu pierwszego opowieści o Jimim Hendrixie - "Szaman Rocka", obejmującego niespełna 24 lata jego życia. Książka ta w nakładzie tylko 150 egzemplarzy już się rozeszła. Jest jeszcze kilka egzemplarzy tomu drugiego, którego premiera była na tegorocznym "Jimiway Blues Festival" w Ostrowie Wielkopolskim, festiwalu uhonorowanym najważniejszą nagrodą w świecie bluesa - "Keeping The Blues Alive". Tom drugi obejmuje okres najważniejszy - od września 1966 do końca stycznia 1968 - zdobywania przez Hendrixa publiczności, najpierw w Wielkiej Brytanii, później w Europie (Francja, Niemcy Zachodnie, Benelux i Skandynawia) wreszcie w Ameryce (festiwal w Monterey, trasa z zespołem "The Monkees"). W przygotowaniu jest tom trzeci - od powrotu Jimiego do Ameryki (30 stycznia 1968) do jego śmierci w Londynie (18 września 1970). Tom drugi jeszcze można zamówić - tylko w internecie - pod adresami: pajak.book@gmail.com oraz gzpajak@op.pl






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz