Chandler zostawił siedzących wraz z nim przy barze Kita
Lamberta i Chrisa Stampa, mówiąc, że powróci do nich za kilka minut i podszedł
do Mike'a Harrisona - Powiedział: 'Mike,
mam tego chłopaka z Ameryki. Nazywa się Jimi. Może, mógłby dołączyć i
podżemować z wami?' Powiedział, że jest gitarzystą i właśnie przyleciał z
Ameryki, gdzie grał między innymi z Little Richardem, który był jednym z moich
ulubionych wykonawców... Gitarzysta rytmiczny Frank Kenyon, basista Greg
Ridley oraz perkusista Walter Johnstone, z zaciekawieniem patrzą na nieznanego
im ciemnoskórego chłopaka. Gitarzysta prowadzący Jimmy Henshaw dołącza do
siedzącego na widowni wokalisty Mike'a Harrisona. ...Jimi podłączył się do wzmacniacza gitarowego Gibsona Mercury II i
wdrapał się na scenę, jakby był stałym członkiem zespołu - wspominał Rod
Harrod - Pochylił się bokiem do mikrofonu
i oznajmił: 'Nazywam się Jimi Hendrix'. Pierwszy raz użył tego imienia. Zwrócił
się do zespołu: 'Możemy zacząć od "Summertime
Blues", a potem zobaczymy co
dalej?'. Szybko poprawił ustawienie wzmacniacza... Jimmy Henshaw miał
pojęcie na temat elektroniki, bo sam zaczynał jako inżynier w telewizji. Jako
gitarzysta znał się też na lampowych wzmacniaczach i wiedział, że można
podkręcić głośność nieco bardziej, niż sugeruje to producent. Ale z
przerażeniem zobaczył, że Jimi podkręcił gałki głośności i tonów do
niewyobrażalnego, maksymalnego poziomu. Następnie odszedł od wzmacniacza, by
uniknąć sprzężenia zwrotnego. Ale gdy uderzył w struny, salę przeniknął
ogłuszający pisk z przeszywającym uszy dźwiękiem. Jednocześnie pchnął szyję
Strata do przodu. ...Wniknął w ciemność,
jak jakiś heraldyczny rycerz nacierający na przeciwnika, a wzmacniacz niemal
zeskoczył ze sceny. Pojawił się Jimi Hendrix. Narodziła się gwiazda - zanotował
nieco pompatycznie Rod Harrod. ...Jimi
Henshaw nie mógł uwierzyć, że ten dźwięk wydobywa się z tego samego
wzmacniacza, jakiego on zwykle używał - dodał Mike Harrison. To był jednak
dopiero początek. Po pełnym sprzężeń i zniekształceń wykonaniu piosenki Eddiego
Cochrana, Hendrix nagle przerwał, jednak nie po to, aby nasycić się brawami,
ale by zespołowi rzucić tytuł następnego
"kawałka" - "Wild
Thing". Wiosną tamtego roku był to numer "2" grupy
"Troggs" w Wielkiej Brytanii, a od kilku tygodni piosenka znajdowała
się na amerykańskiej liście przebojów. Muzycy "V.I.P.s" spojrzeli na
siebie z przerażeniem. Takie "popowe" utwory były im zupełnie obce,
ale po zupełnie niesamowitym "Summertime
Blues", gotowi byli ponownie zaryzykować. "Wild Thing", jakie usłyszeli i do jakiego dołączyli, to
już nie była piosenka "Troggsów" - nikt inny, tak jak wtedy Hendrix,
by jej nie zagrał. Atmosfera w klubie robiła się coraz gęstsza, zamilkły
rozmowy, wszyscy z napięciem czekali na to, co jeszcze ma tego wieczoru
nastąpić. "What'd I Say"
Ray'a Charlesa znali wszyscy, także muzycy "The V.I.P.s", ale
przecież wśród nich nie było, ani pianisty, ani organisty. Jak więc zagrać tę
charakterystyczną, doskonale znaną partię klawiszy i ten riff? Hendrix to
wszystko zagrał lewą i prawą ręką na gitarze. Fenomenalnie. A to jeszcze nie
był koniec. Jimi odwrócił się do muzyków i zaproponował jeszcze "Hey Joe", piosenkę, która
tak zachwyciła Chandlera w Nowym Jorku, że przywiózł go do Anglii. Tutaj nikt
jej nie znał, chłopaki z "The V.I.P.s" również. Jimi uśmiechnął się i
powiedział: 'Po prostu grajcie akordy C,
G, D, A i E'... Rod Harrod - Powiedziano
mi, że muzycy rozpoznają to, jako progresję akordów w oparciu o piąte koło... Spod
palców Jimiego popłynęła melodia, a oniemiały tłum nie wiedział jak zareagować.
Był przytłoczony. ...Cisza, która
nastąpiła po "Hey Joe", była
tak długa jak solo Hendrixa. Mogło to być nie więcej, niż sekunda lub dwie.
Wyglądało to tak, jakby wszyscy byli w szoku - wspominał Rod Harrod - Potem wydarzyło się coś, czego nigdy
wcześniej nie widziałem w Scotchu.
Wszyscy jednocześnie wstali. Dali Jimiemu pierwszą z wielu brytyjskich owacji
na stojąco... Kamienne ściany drżały, jak podczas trzęsienia ziemi. Jimi
odłączył gitarę i zszedł ze sceny. Na twarzy miał ten swój nieśmiały, ale pełen
satysfakcji uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz