niedziela, 6 grudnia 2020

Michael Bloomfield

        Słuchy o nowym ekscytującym gitarzyście w Village rozchodzą się błyskawicznie. Razem z muzyką folk, w 1966 roku duchowe odrodzenie przeżywa blues, dzięki, jak na ironię, sukcesowi brytyjskich grup „The Animals” i „The Rolling Stones”. W USA sforze młodych fanatyków bluesa przewodzi wspomniany wcześniej legendarny amerykański gitarzysta Mike Bloomfield, który wchodzi któregoś dnia do Cafe Wha? Potem tak wspominał to spotkanie z Jimim – Byłem wystrzałowym gitarzystą. To znaczy, myślałem, że jestem. Nigdy nie słyszałem o Hendrixie. Potem ktoś powiedział: ‘Musisz zobaczyć tego gościa, co gra z Johnem Hammondem’. Przeszedłem przez ulicę i zobaczyłem go. Hendrix wiedział kim jestem i tego dnia, na moich oczach, spalił mnie na śmierć. Nawet nie wyciągnąłem gitary. Spadały bomby wodorowe, leciały rakiety, szły fale przyboju... Nikt, tak jak Bloomfield, nie umiał właściwie ocenić tego nowatorskiego i skądinąd szalonego stylu gry Hendrixa na gitarze - tylko Jimi używał sprzężenia, głośności i zniekształceń w umiejętnie kontrolowany sposób. Bo też Bloomfield już wtedy, w 1966 roku, należy do grona najlepszych w historii gitarzystów - w ogłoszonym w 2002 roku rankingu magazynu Rolling Stone, zajmie miejsce dwudzieste drugie wśród Stu Najlepszych Gitarzystów Wszech Czasów. Wtedy zaś, kiedy miał za sobą współpracę z Bobem Dylanem, z którym rok wcześniej (w 1965) nagrał album “Highway 61 Revisited”, z wiele razy przywoływaną tu piosenką „Like A Rolling Stone”, jego gwiazda zaczęła coraz mocniej świecić.

            Do zasług Bloomfielda zaliczyć trzeba także jego pracę z "Electric Flag", grupą, którą kierował Buddy Miles, jeden z dwóch perkusistów, którzy pracowali z Hendrixem oraz działalność z Alem Kooperem (“Super Session”), Janis Joplin, Johnem Cale'em i Dr. Johnem. Niestety karierę Bloomfielda przerwało uzależnienie od narkotyków, po przedawkowaniu heroiny umarł jak bohater piosenki Lou Reeda “Street Hassle”, jego ciało znaleziono w samochodzie, dopiero piętnastego lutego 1981 roku, kilka dni po śmierci.

            W 1966 roku, po szeregu koncertów na Zachodnim Wybrzeżu wiosną i na początku lata "The Butterfield Blues Band", ma kontrakt na trzy występy w Café Au Go Go. Bloomfield obserwował Hendrixa w Café Au Go Go. Jak opowiadał w książce Jerry'ego Hopkinsa “The Jimi Hendrix Experience”Każdy dźwięk jaki osiągał w tym pomieszczeniu wydobywał się z jego Stratocastera, wzmacniacza Twin i fuzz-boxa Maestro. To było wszystko, tyle że na maksymalnej głośności. Jak to robił, chciałbym zrozumieć. To było, jakby siekierą walnął mnie w twarz i przez następny rok nie miałem ochoty wziąć gitary w swoje ręce... Reakcja Bloomfielda okaże się typowa także w Swingującym Londynie, dokąd wkrótce Jimi dotrze. A to dalsza opowieść Mike'a Bloomfielda - Osiągał to głównie przez największą głośność, ale jakim sposobem – sam chciałbym wiedzieć. Rąbnął mnie po prostu w łeb tym toporem i przez rok nie chciałem patrzeć na gitarę po tym jego występie. Byłem oszołomiony. Nigdy czegoś takiego nie słyszałem. Nie wiedziałem nawet, skąd się wywodzi w sensie muzycznym, bo nie grał żadnego ze swych utworów. Grał rzeczy takie jak „Like A Rolling Stone”, ale w najbardziej niesamowity sposób. Tego dnia Jimi walił we mnie czymś, co było brzmieniem raczej, niż muzyką. Ale zorientowałem się, usłyszawszy go dwa, albo trzy razy, że tkwił w najczystszej grze melodycznej i liryce równie głęboko, jak w dźwiękach. W istocie zespolił te elementy w doskonałą całość.‘Człowieku’ spytałem ‘gdzie się podziewałeś?’ A on odparł: ‘Pitoliłem w kółko R&B, aż mi z nudów gówno w dupie zaschło. Nie słyszałem żadnego gitarzysty, który by robił coś nowego i z nudów zacząłem szału’. Powiedziałem więc mu, że wie, iż można z gitarą robić więcej niż ktokolwiek, kogo zdarzyło mu się słyszeć. Była wtedy taka moda, prawie kult – gitarzyści fascynowali się osobliwymi dźwiękami wydobywanymi dłonią, nie zaś przy pomocy urządzeń. Robbie Robertson to umiał, Roy Buchanan, z Zachodniego Wybrzeża – Jerry McGee. A w Chicago ja i Harvey Mandel. Hendrix był na tej samej drodze. Wyjąwszy tylko to, że w przypadku Hendrixa – za każdym razem, gdy przypatrywałem się jak gra – nie mogłem dojść, co robi. Gapiłem się i gapiłem, nie pojmując pozycji jego dłoni. Jego kciuk był tak wielki, dłonie tak przerośnięte… nic nie wyglądało normalnie. Nawet wtedy, gdy grał piosenki takie, jak „Like A Rolling Stone”, do których znałem akordy, nie potrafiłem powiązać tego, co robił z dłońmi, z tym, co słyszałem. 26 I nie było wielkiego gitarzysty w rock’n’rollu, o którym Jimi by nie wiedział. Mogłem go pytać o płyty, co do których wiedziałem, że mają faktycznie ciekawe kawałki, gdzie wykonawca wyprzedza czas, albo gra funky na płycie, niespecjalnie „funky”. Na przykład Jimi wiedział wszystko o bardzo wczesnej płycie "The Righteous Brothers", na której gitarzysta grał bardzo zaawansowanego na owe czasy rock’n’rolla. Jest także inna płyta „You Better Watch Yourself” Roberta Parkera, tego, co zrobił „Barefootin’”, która ma rzeczywiście gorącego gitarzystę, o stylu bardziej przypominającym Hendrixa, niż któregokolwiek z muzyków studyjnych. Jimi powiedział, że to nie on tam grał, ale że zna faceta – kogoś o nazwisku Big Tom Collins. Znał każdego wystrzałowego gitarzystę, który nagrywał!... Mike Bloomfield zapamiętał, że Jimi był wtedy - Zdecydowanie największym R&B ekspertem, jakiego kiedykolwiek słyszałem, jego styl grania opracowany został na wzorcach takich ludzi, jak Bobby Womack, Curtis Mayfield, Eric Gale i inni. Mam wrażenie, że nie było żadnego sposobu gitarowego grania, którego by nie słyszał lub studiował, w tym gitary stalowej, hawajskiej i Dobro...

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz