środa, 1 stycznia 2020

Koniec 1967 roku


Życząc wszystkim czytelnikom i fanom dobrej muzyki wszelkiej pomyślności, zdrowia i radości  w Nowym Roku zapraszam do przeczytania kolejnego postu. Dzisiaj o ostatnich dwóch dniach 1967 roku, jakie spędził Jimi Hendrix w Londynie. To fragment z trzeciej części drugiego tomu "Jimi Hendrix Szaman Rocka".
30 grudnia w Olympic odbyła się ostatnia w 1967 roku sesja nagraniowa, na której powstały wersje demo utworu "Little One" (dwa ujęcia) oraz zrobiono nakładki w "Dream" Reddinga. Dzień później odbywa się Sylwestrowe przyjęcie w Speakeasy, ulubionym klubie Hendrixa. Zespołem, który grał dla gości klubu była grupa z Walii "Eyes Of Blue". Jej pianista Phil Ryan - Była to wyjątkowa impreza noworoczna, więc wśród publiczności było pełno gwiazd takich jak: Clapton, Steve Winwood, Ginger Baker, Georgie Fame i oczywiście Jimmy (sic) Hendrix. Kiedy minęła północ, mój zespół zszedł ze sceny, by zrobić miejsce dla jakiejś supergrupy... Pugwasha, bębniarza grupy zastąpił Ginger Baker, a na scenę weszli: Eric Burdon, Jimi Hendrix i jeszcze kilka innych sław. Chris Welch napisze potem w Melody Maker, że zagrali półgodzinną wersję starej angielskiej pieśni bożonarodzeniowej "Auld Lang Syne" ("Stare Dobre Czasy"). ...Większość z nich grała całkiem prosto, ale Hendrix w swój niepowtarzalny sposób zmutował to w coś zupełnie innego. Jakże genialny był to sposób na rozpoczęcie Nowego Roku - dodał Phil Ryan. Chris Barber, popularny jazzowy puzonista i lider zespołów, dotarł do tego klubu prosto z występu w Birdland - W Speakeasy co noc występował jakiś zespół, była też tam dobra restauracja. Na górze był pokój, w którym można był podżemować. Tak też zrobiliśmy: Zoot Money, Georgie Fame, Speedy Acquaye, Jimi i ja. Nikt nie wiedział, co grać, więc w końcu zdecydowaliśmy się na "Auld Lang Syne". Szybko zdaliśmy sobie sprawę, że były w tym takie same zmiany akordów, jak w "Trouble In Mind" i cały numer trwał przez jakąś godzinę... Obserwowali ich wtedy dwaj czarni faceci. ...Jeden z nich wstał i zapytał czy może z nami zaśpiewać, więc zagraliśmy bluesa - dodał Barber - To był Isaac Hayes ze swoim bratem. Wcześniej nigdy publicznie nie śpiewał...
Eric Burdon - Przypominam sobie Jimiego, jak sam grał na scenie dla pół tuzina przyjaciół i zdumionego właściciela klubu. Podłączony do stosu Marshalla, z zawieszonym na szyi Gibsonem Flying V, Jimi miał także leżący u jego stop bas Fendera. Ubrany w wysokie białe buciory, stukał stopami w bas, a gitara brzmiała szaleńczo w jego rękach. Szybował z muzą T-Bone'a Walkera, Elmore'a Jamesa do Johna McLaughlina i z powrotem. Głową wskazał na Jeffa Becka, żeby podniósł bas. Jeff, jak zawsze nieśmiały, nie zrobił ruchu. Nie miał na to ochoty, ponieważ był absolutnie pod wrażeniem Hendrixa - my wszyscy byliśmy. Więc go złapałem i popchnąłem w stronę sceny, a Jimi przesunął w jego stronę bas. I razem polecieli. Dźwięk stał się jeszcze głośniejszy... Świadkami byli także muzycy zespołu "New Animals" oraz Jeff Beck. ...Około czwartej nad ranem - napisał Jeff Kent - właściciel klubu próbował zdjąć go ze sceny, błyskając światłem w jego oczy, ale efekt był odwrotny, on jeszcze bardziej grał. Uważał, że to jego własny świetlny pokaz... Eric Burdon - Nie pamiętam, jak to się skończyło, może menedżer wyjął wtyczkę mikrofonu, bo nagle Jimi się zatrzymał. Zdjął z szyi Flying V, wyrównał go w dłoniach i jako wizualne muzyczne crescendo wbił gitarę prosto w sufit nad sceną. Utknęła tam jak gigantyczna indiańska strzała. Na głowę szalonego faceta spadały kawałki białego, a struny gitary wciąż wyły, jak umierająca bestia. Dziękuję i dobranoc! Gdy wychodziliśmy z klubu, Jimi podał menedżerowi garść banknotów na pokrycie szkód... Chris Welch napisze, że słyszał o tym, iż Hendrix grał "Auld Lang Syne" przez pół godziny - Wielu to rozwaliło...
Więcej w jeszcze dostępnym drugim tomie polskiej biografii Jimiego Hendrixa "Szaman Rocka". Do nabycia pod adresami: pajak.book@gmail.com lub gzpajak@op.pl To już ostatnie egzemplarze książki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz