sobota, 4 stycznia 2020

San Francisco


Dzisiaj trochę o San Francisco w roku 1967, kiedy "Jimi Hendrix Experience", od 20 do 25 czerwca, zagrał koncerty w Fillmore i w parku Golden Gate.
San Francisco, zwłaszcza zaś Haight-Ashbury, zapewne nikogo z czytelników tej opowieści o Hendrixie by nie interesowało, gdyby nie to, że to miasto w połowie lat sześćdziesiątych w ogromnym stopniu zmieniła muzyka. ...Zdaniem Platona muzyka jest najbardziej wpływową ze sztuk i to właśnie ona zaczęła wtedy odmieniać umysły. W rezultacie nastąpiła wielka zmiana w społecznej percepcji, której dotąd oficjalnie nie uznano, bo władze nadal starają się z nią walczyć. Pojawiła się nowa muzyka, nowe narkotyki i czynniki przemiany po prostu się zespoliły, aby doprowadzić - albo tak się przynajmniej wydawało - do bardzo gruntowego przewrotu. Myślałeś, że świat naprawdę się zmienia w radykalny sposób, a odtąd nic już nie będzie takie same jak przedtem - zanotował John Michel. Skreślono dyskoteki, modne stały się przepastne sale do tańca i na występy "tysiąca gitar", muzyki, na którą zwrócili uwagę widzowie festiwalu w Monterey. Historia elektrycznej hybrydy, nazwanej "San Francisco Sound" zaczęła się w 1964 roku, kiedy do USA dotarli "Beatlesi" a za nimi tzw. "brytyjska inwazja". Mieszkający nad Zatoką San Francisco muzycy, którzy do tej pory nienawidzili popu i grali folk, nagle zdali sobie sprawę, że energia elektryczna jest w porządku. W rezultacie wielu mieszkańców Bay Area stworzyło zespoły elektryczne. Wśród nich byli Jerry Garcia ("Grateful Dead"), Paul Kantner ("Jefferson Airplane") i David Freiberg ("Quicksilver Messenger Service"). Te zespoły pierwszej generacji pojawiły się pod koniec 1965 roku, aczkolwiek elektryczne, wciąż grały różne ilości folkloru i standardowego R&B. Bazowały też na bluesie, który mówił o cierpieniu i pełnym głosem pozwalał ujść nagromadzonej frustracji. Blues sam w sobie był buntem i światem zmysłów zarazem. Michał M. Palica - To czarny blues wzmocniony i przekształcony krzyczącymi kolorami oraz kwachem zaczął kształtować muzyczny świat Zatoki San Francisco. Maniakalnie głośna, intuicyjna, chropowata, rapsodyczna muzyka bez końca... W grudniu 1966 w rejonie Zatoki działało już około 1.500 grup.  Tańczono i śpiewano na ulicach, a na koncerty wstęp był wolny. Odnosiło się wrażenie, że muzyka wyrasta wprost z podłoża parku Golden Gate.
Muzycy, którzy zamieszkali w Haight-Ashbury, bywali w butikach i knajpach, grali na koncertach, chodzili po ulicach, dawali się fotografować. Na rogu Page i Lyon Street zamieszkała Janis Joplin. Osiedlili się tu także Grace Slick z "Jefferson Airplane", muzycy grup "Grateful Dead" i "The Charlatans". ...Podczas koncertów w salach Longsehoreman's Wharf i Avalon Ballroom - napisał Andrzej Dorobek w książce „Rock – problemy, sylwetki, konteksty” - muzyka, projekcje świetlne, taniec i poezja łączyły się w potężną mieszankę, którą wnet miano ochrzcić nazwą "acid rock"... Była to przede wszystkim muzyka psychodeliczna. Czym jest psychodelia odpowiedzi próbował udzielić Bartosz Kurowski w książce "Zdeptane kwiaty" - Jeszcze jeden nieostry, nie do końca sprecyzowany termin opisywany przez dziesiątki definicji, z których żadna nie zadawalała wszystkich jednocześnie. Wąsko pojmowana psychodelia redukowana jest do „próby odtworzenia za pomocą muzyki i efektów wizualnych doświadczenia narkotycznego”; sprowadzona w ten sposób do acid-rocka. Niejako na drugim, ekstremalnym biegunie grupują się zwolennicy „rozdęcia pojęciowego”; będą mówić o psychodelicznym filmie, teatrze, malarstwie, tatuażu, zaroście i znaczku pocztowym. Psychologiczne definicje akcentują szczególnie moment „uwolnienia świadomości”, socjologiczne kładą nacisk na grupowe dążenie do całkowitej wolności i niezależności. Zwolennicy Junga dopatrzą się w psychodelii wykresu stanu zbiorowej podświadomości, freudyści natomiast postawią tezę o chęci rozładowania poprzez narkotyczne eksperymenty nagromadzonych za młodu kompleksów... Timothy Leary określił, że psychodeliczny dosłownie znaczący "rozszerzający świadomość". Charles Shaar Murray - Klasycznie było w psychodelii to, co rozszerzało umysł. To było pobudką dla zbiorowej wyobraźni... Stanley Mouse - Mieliśmy po 25 lat i nie spodziewaliśmy się, że ktokolwiek z nas przekroczy trzydziestkę. Wszystko zaczęło się od psychodelii... Hendrixa pytano o jego rolę w tworzeniu "muzyki psychodelicznej". ...Sposób w jaki piszę - odpowiedział jakiś czas potem w magazynie Rolling Stone - to zderzenie rzeczywistości z fantazją. Musisz użyć fantazji, aby pokazać różne strony rzeczywistości. A w ogóle, to nienawidzę być klasyfikowany, być jedynie gitarzystą, autorem piosenek czy tancerzem estradowym... Do Haight-Ashbury 7 sierpnia 1967 roku dotarł George Harrison, nie był zapowiedziany, przyjechał jednak limuzyną wraz z przyjaciółmi z Apple, Derekiem Taylorem i Neilem Aspinalem oraz z żoną Pattie Boyd. ...Spodziewałem się czegoś takiego jak na Kings Road w Londynie, tylko na większą skalę wspominał potem - Spodziewałem się, że prowadzą tu swoje butiki. Spodziewałem się, że będą mili, czyści, przyjaźni, szczęśliwi... Phillip Norman w książce „Szał! Prawdziwa historia Beatlesów” - Zobaczył nie tyle miłość i pokój, ile głównie żebraków i kramy z pamiątkami... Nik Cohn - Wszędzie wyglądało tak samo, ulice pełne sandałów, pokoje z plakatami i karaluchami  na ścianach, walające się tony śmieci, smród zbyt długo używanych skarpet, zimny zapach haszyszu, popękane ściany domów, brody. Z pokolenia na pokolenie nic się w artystycznej bohemie nie zmieniło. Pojawiali się nowi idole, to wszystko... Dość wątpliwy romantyzm takich miejsc przyciągał jednak młodzież z całego świata i mimo, że częstokroć nie znajdowali oni miejsca na nocleg, nie potrafili się wyżywić, padali ofiarami oszustów i przestępców, popadali w kłopoty z prawem, nabawiali się chorób wenerycznych, sięgali po twarde narkotyki i uzależniali się od nich. Ich domem stawała się ulica, chodnik przed sklepowymi witrynami, wejścia do sklepów, zadrzewione skwery z ławkami. Dr Roland Seim - Myśląc 'ja żyłem w Arkadii' zapomnieli jednak, że w raju też jest śmierć... Stanley Mouse - Według mnie cały ruch zabiła amfetamina i heroina. Były destrukcyjne... "Lato Miłości" zakończyło się na początku września 1967 roku, kiedy - tysiące młodych ludzi, którzy przyjechali tu przeżyć przygodę życia, wróciło do szkół. Dzielnica opustoszała... Ostateczny koniec nastąpił 6 października, w rocznicę zdelegalizowania LSD, kiedy w Haight-Ashbury odbył się happening "pogrzeb hipisa". Trzy lata później Jimi powiedział - Nazwali to "Summer of Love". Lepiej brzmiałoby "Lato Kwasu". LSD w San Francisco było dla mnie fantastycznym odkryciem. Wziąłem LSD w Londynie, ale kwas tam był bardziej zaawansowany, całkiem inna rzecz. Chciałem więcej; stało się to wielką ucieczką. Były noce, kiedy ktoś, kto do mnie przyszedł, dawał mi LSD. Prawie każdy muzyk, którego znałem, był zakręcony na punkcie kwasu. Naturalnie, byli też ludzie, którzy nie potrafili sobie z tym poradzić, no i musieli się dowiedzieć, jak z tym jest ciężko. Właściwie myślałem, że jestem jednym z żyjących dla LSD. Już w to jednak nie wierzę...
Więcej w pierwszej polskiej biografii Jimiego Hendrixa "Szaman Rocka" - w tomie drugim, do zamówienia tylko w internecie: gzpajak@op.pl lub pajak.book@gmail.com





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz