Dzisiaj trochę o San Francisco w roku 1967, kiedy "Jimi
Hendrix Experience", od 20 do 25 czerwca, zagrał koncerty w Fillmore
i w parku Golden Gate.
San Francisco, zwłaszcza zaś
Haight-Ashbury, zapewne nikogo z czytelników tej opowieści o Hendrixie by nie
interesowało, gdyby nie to, że to miasto w połowie lat sześćdziesiątych w
ogromnym stopniu zmieniła muzyka. ...Zdaniem
Platona muzyka jest najbardziej wpływową ze sztuk i to właśnie ona zaczęła
wtedy odmieniać umysły. W rezultacie nastąpiła wielka zmiana w społecznej
percepcji, której dotąd oficjalnie nie uznano, bo władze nadal starają się z
nią walczyć. Pojawiła się nowa muzyka, nowe narkotyki i czynniki przemiany po
prostu się zespoliły, aby doprowadzić - albo tak się przynajmniej wydawało - do
bardzo gruntowego przewrotu. Myślałeś, że świat naprawdę się zmienia w
radykalny sposób, a odtąd nic już nie będzie takie same jak przedtem - zanotował
John Michel. Skreślono dyskoteki, modne stały się przepastne sale do tańca i na
występy "tysiąca gitar", muzyki, na którą zwrócili uwagę widzowie
festiwalu w Monterey. Historia elektrycznej hybrydy, nazwanej "San
Francisco Sound" zaczęła się w 1964 roku, kiedy do USA dotarli
"Beatlesi" a za nimi tzw. "brytyjska inwazja". Mieszkający
nad Zatoką San Francisco muzycy, którzy do tej pory nienawidzili popu i grali
folk, nagle zdali sobie sprawę, że energia elektryczna jest w porządku. W
rezultacie wielu mieszkańców Bay Area stworzyło zespoły elektryczne. Wśród nich
byli Jerry Garcia ("Grateful Dead"), Paul Kantner ("Jefferson
Airplane") i David Freiberg ("Quicksilver Messenger Service"). Te
zespoły pierwszej generacji pojawiły się pod koniec 1965 roku, aczkolwiek
elektryczne, wciąż grały różne ilości folkloru i standardowego R&B.
Bazowały też na bluesie, który mówił o cierpieniu i pełnym głosem pozwalał ujść
nagromadzonej frustracji. Blues sam w sobie był buntem i światem zmysłów
zarazem. Michał M. Palica - To czarny
blues wzmocniony i przekształcony krzyczącymi kolorami oraz kwachem zaczął
kształtować muzyczny świat Zatoki San Francisco. Maniakalnie głośna,
intuicyjna, chropowata, rapsodyczna muzyka bez końca... W grudniu 1966 w
rejonie Zatoki działało już około 1.500 grup.
Tańczono i śpiewano na ulicach, a na koncerty wstęp był wolny. Odnosiło
się wrażenie, że muzyka wyrasta wprost z podłoża parku Golden Gate.
Muzycy, którzy zamieszkali w
Haight-Ashbury, bywali w butikach i knajpach, grali na koncertach, chodzili po
ulicach, dawali się fotografować. Na rogu Page i Lyon Street zamieszkała Janis
Joplin. Osiedlili się tu także Grace Slick z "Jefferson Airplane", muzycy
grup "Grateful Dead" i "The Charlatans". ...Podczas koncertów w salach Longsehoreman's Wharf i Avalon Ballroom - napisał Andrzej
Dorobek w książce „Rock – problemy, sylwetki, konteksty” - muzyka, projekcje świetlne, taniec i poezja łączyły się w potężną
mieszankę, którą wnet miano ochrzcić nazwą "acid rock"... Była to
przede wszystkim muzyka psychodeliczna. Czym jest
psychodelia odpowiedzi próbował udzielić Bartosz Kurowski w książce "Zdeptane
kwiaty" - Jeszcze jeden
nieostry, nie do końca sprecyzowany termin opisywany przez dziesiątki
definicji, z których żadna nie zadawalała wszystkich jednocześnie. Wąsko
pojmowana psychodelia redukowana jest do „próby odtworzenia za pomocą muzyki i
efektów wizualnych doświadczenia narkotycznego”; sprowadzona w ten sposób do
acid-rocka. Niejako na drugim, ekstremalnym biegunie grupują się zwolennicy
„rozdęcia pojęciowego”; będą mówić o psychodelicznym filmie, teatrze,
malarstwie, tatuażu, zaroście i znaczku pocztowym. Psychologiczne definicje
akcentują szczególnie moment „uwolnienia świadomości”, socjologiczne kładą
nacisk na grupowe dążenie do całkowitej wolności i niezależności. Zwolennicy
Junga dopatrzą się w psychodelii wykresu stanu zbiorowej podświadomości,
freudyści natomiast postawią tezę o chęci rozładowania poprzez narkotyczne
eksperymenty nagromadzonych za młodu kompleksów... Timothy Leary określił, że psychodeliczny dosłownie
znaczący "rozszerzający świadomość". Charles Shaar Murray - Klasycznie było w psychodelii to, co
rozszerzało umysł. To było pobudką dla zbiorowej wyobraźni... Stanley Mouse - Mieliśmy po 25 lat i nie spodziewaliśmy się, że ktokolwiek z nas
przekroczy trzydziestkę. Wszystko zaczęło się od psychodelii... Hendrixa
pytano o jego rolę w tworzeniu "muzyki psychodelicznej". ...Sposób w jaki piszę - odpowiedział
jakiś czas potem w magazynie Rolling Stone - to zderzenie rzeczywistości z fantazją. Musisz użyć fantazji, aby
pokazać różne strony rzeczywistości. A w ogóle, to nienawidzę być
klasyfikowany, być jedynie gitarzystą, autorem piosenek czy tancerzem
estradowym... Do Haight-Ashbury 7 sierpnia 1967 roku dotarł George
Harrison, nie był zapowiedziany, przyjechał jednak limuzyną wraz z przyjaciółmi
z Apple,
Derekiem Taylorem i Neilem Aspinalem oraz z żoną Pattie Boyd. ...Spodziewałem
się czegoś takiego jak na Kings Road w Londynie, tylko na większą skalę wspominał
potem - Spodziewałem się, że prowadzą tu
swoje butiki. Spodziewałem się, że będą mili, czyści, przyjaźni, szczęśliwi... Phillip Norman w książce „Szał!
Prawdziwa historia Beatlesów” - Zobaczył
nie tyle miłość i pokój, ile głównie żebraków i kramy z pamiątkami... Nik
Cohn - Wszędzie wyglądało tak samo, ulice
pełne sandałów, pokoje z plakatami i karaluchami na ścianach, walające się tony śmieci, smród
zbyt długo używanych skarpet, zimny zapach haszyszu, popękane ściany domów,
brody. Z pokolenia na pokolenie nic się w artystycznej bohemie nie zmieniło.
Pojawiali się nowi idole, to wszystko... Dość wątpliwy romantyzm takich
miejsc przyciągał jednak młodzież z całego świata i mimo, że częstokroć nie
znajdowali oni miejsca na nocleg, nie potrafili się wyżywić, padali ofiarami oszustów
i przestępców, popadali w kłopoty z prawem, nabawiali się chorób wenerycznych,
sięgali po twarde narkotyki i uzależniali się od nich. Ich domem stawała się
ulica, chodnik przed sklepowymi witrynami, wejścia do sklepów, zadrzewione skwery
z ławkami. Dr Roland Seim - Myśląc 'ja
żyłem w Arkadii' zapomnieli jednak, że w raju też jest śmierć... Stanley Mouse - Według mnie cały ruch zabiła amfetamina i heroina. Były destrukcyjne...
"Lato Miłości" zakończyło się na początku września 1967 roku,
kiedy - tysiące młodych ludzi, którzy
przyjechali tu przeżyć przygodę życia, wróciło do szkół. Dzielnica
opustoszała... Ostateczny koniec
nastąpił 6 października, w rocznicę zdelegalizowania LSD, kiedy w
Haight-Ashbury odbył się happening "pogrzeb hipisa". Trzy lata
później Jimi powiedział - Nazwali to "Summer
of Love". Lepiej brzmiałoby "Lato Kwasu". LSD w San Francisco
było dla mnie fantastycznym odkryciem. Wziąłem LSD w Londynie, ale kwas tam był
bardziej zaawansowany, całkiem inna rzecz. Chciałem więcej; stało się to wielką
ucieczką. Były noce, kiedy ktoś, kto do mnie przyszedł, dawał mi LSD. Prawie
każdy muzyk, którego znałem, był zakręcony na punkcie kwasu. Naturalnie, byli
też ludzie, którzy nie potrafili sobie z tym poradzić, no i musieli się
dowiedzieć, jak z tym jest ciężko. Właściwie myślałem, że jestem jednym z żyjących
dla LSD. Już w to jednak nie wierzę...
Więcej w pierwszej polskiej
biografii Jimiego Hendrixa "Szaman Rocka" - w tomie
drugim, do zamówienia tylko w internecie: gzpajak@op.pl lub
pajak.book@gmail.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz