niedziela, 9 lutego 2020

Londyn centrum świata mody


Dzisiaj wspomnienia z połowy lat sześćdziesiątych, kiedy Londyn, do którego trafił Jimi Hendrix, był centrum świata mody.
W roku 1967 Carnaby Street była oblegana przez tłumy turystów z całego świata. Muzyk grupy "Genesis" Mike Rutherford – Carnaby Street stanowiło centrum całego świata mody. Już kiedy skręcało się z Regent Street, szło w lewo i widziało samą nazwę tej ulicy, czuło się podekscytowanie… Jas Obrecht - Carnaby Street w Soho oraz Kings Road w Chelsea stały się centrum nowo powstającej muzycznej i filozoficznej popowej mocy... Gordon Haskell uzupełniał - Wybór ciuchów był niesamowity. Wybór muzyki – wspaniałej muzyki – był olbrzymi i wciąż nie było podziału na kategorie, po prostu wspaniałe idee rzucały ci się w oczy i uszy, gdzie byś nie poszedł... Jenny Diski przyznawała - Chcieliśmy wyglądać inaczej, niż nasi rodzice... Andy Powell wspominał - Jeśli mogłem zaoszczędzić trochę pieniędzy, jechałem do Londynu i zamawiałem ubranie z moheru. Buty kupowało się w sklepie Raoul, którego specjalnością było obuwie importowane z Francji. Wszyscy się ubieraliśmy w Londynie lub jeździliśmy do Watford... Stała bywalczyni klubu UFO Firdsi - W Londynie wszyscy nosiliśmy się jak gwiazdy rocka. Wyjście z domu w czymś tak zwyczajnym jak dżinsy czy T-shirt było nie do pomyślenia... Dziennikarz Paul Gorman - Butiki wyrastały jak grzyby po deszczu. Zjawisko się rozpowszechniało. W całym kraju lansowano hipisowski styl...
Na Portobello Road było targowisko i sklepiki, które specjalizowały się w wyszukanych strojach wzorowanych na ubraniach gangsterów amerykańskich z lat 30, dwubarwnych butach dla bawidamków oraz importowanych indiańskich czy północno-afrykańskich strojach dla młodych dziewcząt. Jednym z najbardziej znanych londyńskich butików stał się Granny Takes a Trip. Nietypowy z nonkonformistycznym wnętrzem, które miało charakter bardziej artystyczny, niż handlowy z namalowaną na fasadzie twarzą w budynku na końcu Kings Road (nr 488) w Chelsea. ...Wśród sieciówek i supermarketów sklep z własną oryginalną propozycją. Dla tych co upiększają masową produkcję, którzy chcą żyć, nie tylko przeżyć. A koniec Kings Road to był koniec świata - tłumaczył Zoot Money. ...Granny Takes A Trip to była filozofia, artystyczny punkt widzenia - tłumaczył Nigel Waymouth - Lansowaliśmy pewien styl, pragnąc by wszyscy go przyjęli. Styl nawiązywał raczej do fine de siecle'u. Styl androgeniczny, ani homo- ani heteroseksualny. Aksamitne jedwabie, egzotyka... Sklep był dziełem dwójki młodych londyńczyków Nigela Waymoutha i Sheili Cohen, która miała ogromną kolekcję starych, archiwalnych strojów. ...Choć adres był dość niefortunny - na samej końcówce King's Road, gdzie niewiele się do tej pory działo - zauważył Piotr Szarota - odnieśli fantastyczny sukces... Waymouth, absolwent Winchester College of Art i niezależny dziennikarz, wymyślił oryginalną nazwę sklepiku ("Babcia zalicza odjazd"), no i znalazł lokal w miejscu zdawałoby się bardzo odległym, wręcz niemodnym, dokąd mało kto zaglądał, naprzeciwko pubu World's End. Latem 1965 do Waymoutha i Cohen dołączył John Pearse, który ukończył kurs krawiecki na Savile Row. Butik zaś został otwarty na początku 1966 roku i bardzo szybko, jako pierwszy psychodeliczny sklep, stał się popularny, wręcz modny, nie tylko z racji asortymentu, czy odwiedzających go klientów, w tym artystycznych sław, ale też z wystroju. Do butiku wchodziło się przez liczącą cztery i pół metra postać Siedzącego Byka, a nad wejściem wisiał napis: 'Każdy powinien być dziełem sztuki albo ubierać się w dzieła sztuki' Początkowo nad wejściem i oknami lokalu widniały postacie indiańskich wodzów (byli to także Low Dog i Kicking Bear). W 1967 roku cały front został zamalowany gigantyczną twarzą Jean Harlow w stylu pop-artu, zastąpiony później przez rysunek samochodu Dodge. Nigel Waymouth - Z dnia na dzień zmienialiśmy wygląd fasady, chodziło nam o efekt zaskoczenia. Jednego dnia malowaliśmy portret indiańskiego wojownika, innego samochód, który zdawał się wyjeżdżać ze ściany... Jon Brewer znany później reżyser (m.in. filmu dokumentalnego "Guitar Hero") wspominał - Granny Takes A Trip był miejscem spotkań wielu artystów, którzy mieszkali w Chelsea... Towar był tu raczej niedbale eksponowany i przy zbyt ciemnym oświetleniu, trudno go więc było zobaczyć, a obsługujący klientów personel nie był zbyt uprzejmy. William Saunders podał, że - był w najlepszym wypadku bezceremonialny, w najgorszym - nieuprzejmy i pod wieloma względami to przedsięwzięcie miało więcej wspólnego z punk-rockiem niż z "latem miłości". Kolebka punk-rocka, butik SEX Malcolma McLarena i Vivienne Westwood, powstanie na World's End prawie dziesięć lat później... Jak zanotował w 2009 roku Steve Rodham - Obecnie to kolejny pusty sklep...
Inny słynny butik mieścił się w Notting Hill, na Foubert's Place (często określanego jako Carnaby Court przy Carnaby Street), nazywał się I Was Lord Kitchener's Valet. Założył go w 1964 roku Jimmy Connors, potem zaś stał się własnością Iana Fiska, a prowadził go Robert Orbach. W 2009 roku Steve Rodham zanotuje w książce "Jimi Hendrix In London" - Jest teraz sklepem odzieżowym o nazwie Hideout... W tym sklepiku można było spotkać wielu artystów rock'n'rolla i popu. Jego stałymi klientami byli: Eric Clapton, członkowie zespołu "Manfred Mann", Brian Jones i pozostali "Stonesi". I Was Lord Kitchener's Valet stał się sławny w maju 1966 roku, po zakupieniu w nim przez Micka Jaggera dwurzędowej marynarki grenadiera za niezbyt wygórowaną sumę pięciu funtów. Gdy w tym uniformie pokazał się on w telewizyjnym programie "Ready, Steady, Go!", śpiewając ze "Stonesami" przebój "Paint It Black", już od następnego dnia przed butikiem zgromadziły się tłumy. Jednym ze stałych klientów zostanie także Jimi Hendrix. Podobno tu kupi swój wojskowy płaszcz oraz modne wtedy jedwabne marynarki ręcznie malowane przez Chrisa Jaggera, brata frontmana "Stonesów", nota bene, także piosenkarza, zapamiętanego dzięki swojej wersji piosenki Micka i Keitha - "Out Of Time". Jon Brewer - Jimi także kupił marynarkę, ja też... Eric Clapton - Jimi cały czas miał hopla na punkcie swego ubioru. Gdyby nie przyjechał do Londynu, wątpię, że wyglądałby aż tak dobrze. Jak tylko tu przyjechał, zaczął nosić aksamitne garnitury i koronkowe koszule. Pasowały mu doskonale i tego właśnie oczekiwano wtedy w Londynie, więc wpasował się idealnie...
Tyle z części pierwszej drugiego tomu polskiej biografii Jimiego Hendrixa - "Szaman Rocka".







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz