poniedziałek, 14 lutego 2022

 Witam, zapraszam dzisiaj na pierwszy fragment trzeciego tomu "Szamana Rocka". 

Zaczyna się 30 stycznia 1968 roku.

           Pomimo sukcesu, jaki zespół "Jimi Hendrix Experience" już w Europie osiągnął, maksymalne stawki za jego występ nie przekraczały pięciuset funtów. Mike Jeffery twierdził, że wielkie pieniądze można było zdobyć tylko w Ameryce, zatem bezpośrednio po występie w Paryżu (Tom 2), ekipa Hendrixa dołączyła do barwnego tłumu wybierającego się za Atlantyk. Jerry Hopkins w książce „The Jimi Hendrix Story” tak to opisał - Trzydziestu angielskich muzyków i jeden amerykański gitarzysta maszerowało przez lotnisko Heathrow z orszakiem setki menadżerów, dziewczyn, facetów od obsługi sprzętu, wyglądając jak armia Cyganów - wszystko w długich włosach, jedwabiach i aksamitach, obwieszone frędzlami, piórami i wisiorkami... Tak wspominał to Jimi Hendrix - Jesteśmy w Londynie, w studiu nagraniowym, gramy fajne kawałki i któregoś dnia bez uprzedzenia wyciągają nas stamtąd. Lądujemy w Paryżu, na scenie Olympii, a później z powrotem w Londynie, gdzie czekamy na lotnisku przez dwie godziny. Następnie znajdujemy się w Nowym Jorku, na ulicy, całkiem zagubieni. Potem urządzają konferencję prasową, a my wciąż myślimy o tych piosenkach. Mamy je w głowach. Chciałoby się szybko wrócić do studia i dalej robić to, co się tam robiło, bo w ten sposób można dostroić umysł..

            Dla Hendrixa ten wyjazd do Nowego Jorku oznaczał koniec jednej ery tzw. londyńskiej i początek drugiej - nowojorskiej. Można więc przyjąć, że pod koniec stycznia 1968 roku zakończył się jego romans z Londynem, do którego w następnych trzech latach będzie jeszcze powracał, ale tylko na krótkie okresy - tam też umrze. Kiedy w połowie 1966 roku Hendrix zrozumiał, że w Londynie Chas Chandler może otworzyć przed nim drzwi do kariery, natychmiast z tego skorzystał. Wspaniałe przyjęcie w Monterey, pół roku później pokazało, że dla bohatera tej książki był to emocjonujący czas, i że jego pobyt w Anglii stał się dla niego, jak też dla historii muzyki rockowej, kamieniem milowym. Jimi przed wyjazdem za Atlantyk tłumaczył - Jestem Amerykaninem. Chciałbym, żeby ludzie mnie zobaczyli. Czułem też, że chociaż zostaliśmy przyjęci w Wielkiej Brytanii i Europie, nie doszliśmy do końca, chciałem więc zobaczyć, czy ludzie w Ameryce naprawdę nas polubili... Jego inżynier i przyjaciel Eddie Kramer dodał - Jimi kochał Anglię, bardzo się tu spodobał, nie miał też wątpliwości, że zmieniło to całą jego karierę. Zanim doceniono go w Ameryce, w Europie osiągnął już wiele. W Europie na ogół brakuje uprzedzeń - mam na myśli najszersze znaczenie tego słowa - ale uważam, że w Europie społeczeństwo jest ogólnie lepiej wykształcone zarówno w zakresie muzyki, jak i tego, co dzieje się na świecie. Jimi musiał jednak ruszyć naprzód i przypuszczał, że Ameryka da mu więcej wolności. Tutaj był bowiem w kraju, w którym urodził się i chciał coś osiągnąć... Mitch Mitchell uzupełnił - Jimi chciał na stałe zamieszkać w Nowym Jorku... W opublikowanym kilkadziesiąt lat później (5 listopada 2013 roku), przygotowanym przez Petera Neala i Alana Douglasa, niby pamiętniku "Starting At Zero: His Own Story" znaleźć można, co Jimi Hendrix wówczas zanotował - Odwiedzamy USA już po raz drugi. Tutaj w drogerii możemy kupić koktajl czekoladowy, na stacji benzynowej gumę do żucia, a w małych przydrożnych automatach - zupę...  

ciąg dalszy może niebawem, ale jeśli ktoś z Was nie ma tomu drugiego, do którego się odwołuję - to jest jeszcze możliwość nabycia. pajak.book@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz